poniedziałek, 16 stycznia 2017

Rozdział VI: Otwarta Księga

Z jednodniowym opóźnieniem (za które przepraszam), ale już jest! :D
Rozdział VI, najdłuższy do tej pory, mam nadzieję, że Wam się spodoba :D

Buziaczki :*
Werv Avis

~*~

    Kolejne dwa tygodnie mijały im spokojnie, a każdą wolną chwilę poświęcali na zdobywanie nowych informacji dotyczących zadania. Każdego wieczoru przesiadywali w bibliotece w Dziale Ksiąg Zakazanych, do momentu aż pani Pince nie wyrzucała ich, gdy zaczynała się cisza nocna. Przeszukali już każdą księgę, a zaginionej kartki nadal nie mogli nigdzie znaleźć.
    O nocy, podczas której Draco został u niej na noc, nie rozmawiali. Żadne z nich nie zaczynało tematu i woleli zostawić to jak było, aby nie niszczyć nowopowstałych relacji. Od tamtej pory spędzali ze sobą coraz więcej czasu i bardzo powoli zaczęli zdobywać swoje wzajemne zaufanie. Nie rozmawiali już tylko o szkole i powierzonym zadaniu, poruszali tematy, o których nie mieli z kim podyskutować. Dopiero teraz zaczęli dostrzegać jak bardzo są do siebie podobni, mimo kolosalnych różnic. Ona zdała sobie sprawę, że Malfoy nie jest takim idiotą za którego go uważała, a tak naprawdę pod grubą skorupą skrywa wielką wiedzę, natomiast on poznał prawdziwe, wesołe oblicze Granger, które do tej pory było dla niego schowane za stosem podręczników i innych lektur. Obydwoje, mimo tego, że się do tego nie przyznawali nawet przed sobą, zaczynali dostrzegać przyjacielskie więzi, które z każdą chwilą spędzoną wspólnie pogłębiali.
- Draco, jest 16 września.
-Wiem, i co w związku z tym?
- To, że za trzy dni mam się zjawić u Snape’a, a my stoimy w miejscu. Znam tylko historię wojny i wiem, że w ’81 zamordowano Helgę Rosier-Rookwood, a nawet nie jestem pewna czy to właśnie o nią chodziło, bo nie mamy tego cholernego drzewa genealogicznego. Na dodatek, nie mamy żadnej, powtarzam, ŻADNEJ informacji o tym przeklętym zaklęciu. Po prostu jakby nie istniało…
- Granger, przeszukaliśmy całą bibliotekę i tak jak nie było kartki, tak dalej jej nie ma, nie wspominając o starych księgach, zahaczających pewnie o czarną magię…
- Malfoy, jesteś genialny! – dziewczyna zerwała się z krzesła, przytuliła chłopaka i zaczęła szybkim krokiem kierować się do wyjścia z czytelni. – Rusz się! Nie będę na ciebie czekać!
- Mogłabyś mi powiedzieć o co chodzi? – blondyn podbiegł do niej i lustrował ją wzrokiem pełnym niezrozumienia.
- Czarna magia! O to chodzi! Kto jak nie nauczyciel obrony przed nią, będzie ją miał?!
-Czekaj, gdzie ty idziesz?
- Jeszcze pytasz… Do Snape’a, musi mieć coś w swoim gabinecie!
- Czy ty właśnie powiedziałaś, że chcesz się włamać do gabinetu Nietoperza?!
- Tak, a ty mi w tym pomożesz.
- Ja cię naprawdę nie poznaję. Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger?
Dziewczyna spojrzała na niego i się wrednie uśmiechnęła.
- Ludzie się zmieniają, Malfoy.

~*~

- Granger, długo jeszcze?!
- Nie wiem! Skąd mam wiedzieć?! Nigdzie nie mogę nic znaleźć!
- Może jednak nie ma tu niczego wspólnego z zaklęciem…
- Malfoy, po prostu stój na korytarzu i patrz czy nikt nie idzie! Ja sobie tutaj poradzę!
    Dziewczyna odwróciła wzrok od drzwi za którymi zniknął blondyn. Spojrzała na regały z książkami, które zdążyła już przeglądnąć i nie wiedziała co robić dalej. Wszystko było idealnie poukładane, a każdy jej ruch mógł spowodować, że mężczyzna dowie się o cudzej obecności w swoim gabinecie. Przeszukała już całe pomieszczenie, gdy dostrzegła szafkę w drewnianym biurku, do której wcześniej nie zaglądała. Podbiegła i pociągnęła za uchwyt, a skrytka ani drgnęła.
- Alohomora!
Drzwiczki się delikatnie uchyliły, a ona od razu wznowiła poszukiwania księgi. Nie znalazła niczego, poza pergaminami z nietypowymi przepisami na eliksiry. Nagle drzwi się szeroko otworzyły, a przed nią stał jeszcze bledszy niż zawsze chłopak.
- Granger, Snape tu idzie!
Obydwoje z przerażeniem na twarzach stanęli jak wmurowani przed drzwiami gabinetu i czekali na pojawienie się mężczyzny, który od razu na wstępie spojrzał na nich wzrokiem bazyliszka i rzucił:
- Granger, Malfoy… Mam nadzieję, że macie jakieś porządne wytłumaczenie na przebywanie w moim gabinecie bez mojej obecności.
- W sumie to, eee…
- Chcieliśmy się zapytać, czy byłaby opcja, żebyśmy mogli dostać się dzisiaj na ulicę Pokątną. Draco mi mówił, że we wcześniejszych latach profesor często pozwalał Ślizgonom na opuszczanie murów Hogwartu poprzez użycie pańskiego kominka. Dlatego tu jesteśmy.
- Po co chcecie się dostać na ulicę Pokątną, Granger?
- Potrzebuję miotły do quidditcha.
- Ty i quidditch? Gorszego kłamstwa chyba w życiu nie słyszałem, ale idźcie już i wróćcie przed kolacją. Daję wam godzinę.
Obydwoje skierowali się w stronę wielkiego kominka, sięgnęli po zielony proszek i wypowiedzieli dwa słowa. Po chwili świat przed nimi zawirował i ujrzeli przed sobą ulicę pełną sklepów i dorosłych czarodziejów.
- Czemu Pokątna, Granger? I czemu nic nie mówiłaś o quidditchu? Przecież byśmy zamówili jakąś miotłę przez sowią pocztę i by nie było żadnych problemów…
- Malfoy, jesteś tak głupi czy tylko udajesz?
- Co?
- Tak właśnie myślałam… Gdy szliśmy do gabinetu Snape’a liczyłam się z tym, że możemy niczego nie znaleźć albo zostaniemy przyłapani, więc pomyślałam, że warto mieć w zanadrzu jakiś plan, poza tym myślę, że znajdziemy coś na Śmiertelnym Nokturnie…
- Czy ty zawsze masz wszystko zaplanowane?
- Przeważnie tak.
- W takim razie zarezerwuj dla mnie wieczór 19 września, trzeba w końcu jakoś uczcić ukończenie zadania i twoje urodziny – uśmiechnął się do niej zawadiacko, a on jedynie czuła, że miękną jej kolana, a w głowie już wyobrażała sobie ich świętowanie. Na samą myśl zarumieniła się i odwróciła wzrok.
- Pośpieszmy się, nie mamy dużo czasu.

~*~

    Szli ponurymi i mokrymi od padającego deszczu ulicami. Bali się do siebie odezwać, bo wokół nich panowała cisza, a jedyne, co pobrzmiewało to ich kroki na kamiennej drodze. Obydwoje mieli dłonie zaciśnięte na różdżkach, a każdy pokonany przez nich metr wzbudzał w nich poczucie niepewności i zagrożenia. Otaczał ich półmrok, który jedynie się pogłębiał z minuty na minutę. Stanęli na chwilę nie wiedząc gdzie iść, gdy chłopak nagle wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. Szybszym krokiem kierowali się w stronę sklepu Borgina&Burkesa, a gdy znaleźli się już koło niego, chłopak rzucił:
- Nie znajdziemy tam raczej nic ciekawego, ale za zakrętem jest księgarnia i myślę, że tam możemy znaleźć jakiś punkt zaczepienia – dziewczyna spojrzała na niego niepewnie. – Nie masz się czego bać, jestem z tobą i nic się nam tutaj nie stanie. Wiedzą kim jestem i wątpię, żeby chcieli zadzierać z moim ojcem.
Szli jeszcze przez chwilę, a wielkie krople deszczu nadal spadały na ich już przemoczone ubrania. Dostrzegli słabo oświetlony sklep, a nad drzwiami do niego szyld z wyblakłym napisem Msaw Ætare. Weszli do środka, a wnętrze było przesiąknięte zapachem pergaminów i starości. Nad nimi rozpościerała się aura mroku, a gdy dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu przeszła ją fala dreszczy. Nagle przed nimi pojawił się stary czarodziej o twarzy przepełnionej zmarszczkami, a jego oczy pokrywało bielmo. Hermiona na jego widok jeszcze mocniej ścisnęła dłoń chłopaka i wtuliła w jego ramię.
- Malfoy Junior! No kto by się tu pana spodziewał! To dla mnie zaszczyt witać takiego arystokratę w skromnych progach mej księgarni. A kogoż to pan przyprowadził? To chyba nie jest ta szlama od Pottera, tego przeklętego Wybrańca? – mężczyzna zbliżył się do niej i spojrzał głęboko w jej przepełnione przerażeniem oczy. Wtedy blondyn odsunął się od niej i zbliżył różdżkę do krtani starca.
- Nie waż się tak zwracać do mojej przyjaciółki. Nigdy.
- Tak jest, panie Malfoy. Serdecznie państwo przepraszam – ledwo wydusił z siebie, a na jego słowa chłopak z powrotem znalazł się koło brunetki i objął ją ramieniem. Mężczyzna rozmasował sobie szyję szybkim ruchem dłoni. – W czym mogę pomóc? Szuka pan czegoś konkretnego?
- Potrzebujemy najstarszej księgi z pradawnymi zaklęciami dotyczącymi duszy. Najlepiej od zaraz jakby się coś znalazło.
- Muszę pana zmartwić, ale wszystkie egzemplarze już dawno zniknęły z moich półek i nie mam do nich wglądu.
- Błagam, ktoś taki jak ty nie zachowuje w swoich prywatnych zbiorach ostatniej publikacji?
- Wbrew pozorom, panie Malfoy. Ale znam kogoś, kto posiada…
- Ile?
- Chyba nie rozumiem…
- Ile czasu zajmie ci zdobycie?
- Myślę, że do miesiąca czasu.
- Masz czas do godziny ósmej, 19 września.
- Będzie się to równało ze wzmożonymi kosztami, panie…
- Czy ty uważasz mnie za głupca? Nie obchodzi mnie ile zapłacę, potrzebuję książki, a ty mi ją wyślesz jak najszybciej, inaczej mój ojciec dowie się o tym, jak traktujesz mnie oraz moich przyjaciół i uwierz, nie będzie to dla ciebie nic przyjemnego. Nic więcej nie mam do powiedzenia.
    Chwycił dziewczynę z powrotem za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Gdy znaleźli się na zewnątrz poczuli ulgę i od razu zaczęli podążać w stronę ulicy Pokątnej. Znowu się nie odzywali do siebie, a brunetka lustrowała jego twarz wzrokiem. Widziała, że złość nadal go trzyma. Jego oczy rzucały nienawistne iskry, szczękę miał mocno zaciśniętą, a na jego skroni pojawiła się delikatnie pulsująca niebieska żyłka. Nie mogła patrzeć na to, jak bardzo jest zdenerwowany i to z jej powodu.
- Draco, zatrzymaj się… - chłopak powoli zwolnił i w końcu stanął w miejscu kilka metrów przed nią. Nie odwrócił się do niej, a nawet spuścił głowę. Brunetka podeszła do niego powoli i dotknęła jego ramienia. – Spójrz na mnie… - i wtedy dostrzegła jego głębokie szare oczy przepełnione łzami, skierowane wprost na nią. Przytuliła się mocno do niego, a on objął ją, przycisnął mocniej do siebie jej ciało i wdychał zapach włosów. – Dziękuję, Draco… Za to, że jesteś…
- Nie masz za co dziękować, Hermiono… To ja powinienem…

~*~

- Draco, miejmy już z głowy tą miotłę, weźmy pierwszą lepszą, a nie stójmy tu jak takie dwa kołki.
- Granger, powiedziałaś Snape’owi, że przyszliśmy tu kupić miotłę do quidditcha, więc nie możesz wrócić z byle jaką.
- Przecież się domyślił, że kłamałam!
- Mała, właśnie poznajesz jedną z zasad Slytherinu. Nie daj po sobie poznać, że kłamiesz. Jasne? Poza tym nie pozwolę ci wyjść z tego sklepu z jakimś przestarzałym gratem. Jak masz grać w reprezentacji…
- Przepraszam bardzo, co ty powiedziałeś?
- W sumie to nie skończyłem, bo bezczelnie mi przerwałaś, ale chodziło mi o to, że jak masz grać w reprezentacji domu, to musisz latać na czymś porządnym.
- Kto powiedział, że zamierzam być w reprezentacji?
- Ty, w gabinecie Snape’a jakieś pięćdziesiąt cztery minuty temu, więc jak dobrze wiesz, mamy niewiele czasu na powrót, także szybciutko. Bierzemy najnowszą, Turbo XXX, w sumie to dwie, mi też się przyda. A teraz Skarbie, idź kupić dla Nietoperza butelkę Ognistej, wybaczy nam wszelkie grzechy.
- Nie skarbuj mi tu i nie mów, co mam robić, Malfoy – dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie i wyszła ze sklepu z różowym rumieńcem na twarzy, pozostawiając blondyna w szerokim uśmiechu.

~*~

    Gdy wrócili do Hogwartu, znowu znajdowali się w gabinecie Mistrza Eliksirów, który prawdopodobnie był na kolacji w Wielkiej Sali. Podeszli do biurka i zostawili na nim butelkę z trunkiem, a na najbliższym pergaminie zapisali:
Dla najlepszego nauczyciela w szkole. Damy sie Panu przeleciec. Na miotlach oczywiscie.
Obydwoje wybuchli śmiechem i udali się do dormitoriów, rozmawiając po drodze. Humory mieli zdecydowanie lepsze niż na Śmiertelnym Nokturnie i podczas trasy wygłupiali się i żartowali. Gdy znaleźli się na korytarzu pod pokojami, pożegnali się poprzez przytulenie i weszli do swoich małych mieszkań, gdzie czekały na nich niespodzianki.

~*~

- Ginny? Co ty tu robisz? Jak się dostałaś?
- Ciebie też miło widzieć, Mionka.
- Merlinie, jak ja cię długo nie widziałam… - dziewczyna rzuciła miotłę trzymaną do tej pory w ręce i podbiegła do rudowłosej siedzącej na łóżku, po czym przytuliła ją, co zostało odwzajemnione.
- Przyszłam z Blaisem i stwierdziłam, że to dobry pretekst do zobaczenia cię. Miona, nawet nie wiesz jak tęsknię, ale Harry i Ron zabraniają mi spotykać się z tobą, uważają, że się na tyle zmieniłaś będąc w Slytherinie, że nic nie zostało ze „starej Hermiony”. Ale ja w to nie wierzę!  Dalej jesteś moją przyjaciółką…
- Gin, ja też tęsknię, ale na razie nic nie możemy zrobić… Chciałam jakoś wcześniej zakraść się do wieży Gryffindoru, ale tak naprawdę nie miałam czasu, ostatnie dwa tygodnie ciągle spędzam w bibliotece albo dormitorium z Draco…
- Draco, już nie Malfoy. Chyba coś mnie ominęło! Chcesz mi coś powiedzieć?
- Gin, nic się nie dzieje, po prostu pomaga mi w zadaniu od Snape’a. Pamiętasz jak ci o tym mówiłam jeszcze na początku roku?
- Tak, ale ja dalej nie wiem o co w nim chodzi…
- Pokażę ci coś, nauczyłam się tego ostatnio, ale jeszcze za bardzo tego nie kontroluję…
Dziewczyna wzięła dłoń przyjaciółki i zamknęła ją w swoim delikatnym uścisku. Przymknęła oczy i wspomniała pierwszą rozmowę z nauczycielem, zaraz po dołączeniu do Domu Węża, wtedy Ginny miała przed sobą całą scenę, zupełnie jakby w niej uczestniczyła, a gdy się skończyła, spojrzała na brunetkę z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
- Miona, co to było?
- Ostatnio to poznałam, nawet nie wiem jak to się stało i jak działa do końca, ale to nie jest na tyle ważne. Już wiesz o co chodzi, chcę cię tylko prosić, żebyś nikomu nie mówiła, a przede wszystkim Harry’emu i Ronowi, a przynajmniej do momentu, gdy się nie dowiem czegoś więcej.
- Nie powiedziałabym im, nawet z nimi ostatnio nie rozmawiam.
- Stało się coś?
- Są idiotami i tyle. Uważają, że Tiara się pomyliła i powinnam wylądować w Slytherinie skoro spotykam się z Blaisem i tęsknię za tobą. Po prostu śmiech na sali, szkoda gadać… A co do tego zadania to jak wam idzie?
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Chyba obydwoje myśleliśmy, że będzie łatwiej, a my nie jesteśmy w stanie znaleźć wszystkich potrzebnych informacji. Tak naprawdę to dopiero dzisiaj, po dwóch tygodniach zrobiliśmy krok dalej, ale znowu musimy się zatrzymać. Ja już nie wiem co robić.
- Jak myślisz, dlaczego wybrał do tego ciebie? Przecież ma pod nosem tylu zaufanych Ślizgonów…Dziwne.
- Ginny, ja naprawdę nie wiem. Po raz pierwszy mam w głowie taką pustkę…
- Zobaczymy, co się stanie i mam nadzieję, że zaraz po spotkaniu wyślesz mi sowę z relacją! Ale teraz chcę wiedzieć, jak ci się układa z Malfoy’em! Chyba nie jest aż tak źle!
- Gin, my tylko razem pracujemy, za parę dni się to skończy i obydwoje wrócimy do normalnego funkcjonowania. Plusem jest tylko to, że oficjalnie zaczęliśmy naszą znajomość od nowa i potrafimy ze sobą rozmawiać bez rzucania wyzwisk, co drugie słowo. Poza tym, nic więcej między nami nie ma – dziewczyna mówiąc ostatnie zdanie odwróciła wzrok i schowała swoją twarz, na którą zaczęły wstępować rumieńce zawstydzenia.
- Chyba jednak coś jest na rzeczy! Opowiadaj!
- Ale nic się nie dzieje, przecież my się dalej nie lubimy, tylko po prostu tego nie okazujemy, a teraz TY mów, jak ci się układa z Diabłem!
    Dziewczyny siedziały na łóżku i rozmawiały aż do wschodu słońca. Właśnie za tym tęskniła. Gdy jeszcze była w Gryffindorze, tak wyglądała prawie każda noc. Plotki z najlepszą przyjaciółką, obgadywanie najlepszych chłopaków w szkole. A teraz miała pusty pokój i byłego wroga za ścianą. Na myśl o blondynie na jej twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech, przypomniała sobie ich pierwszy pocałunek, który odrzuciła, czego teraz strasznie żałowała. Mając w głowie obraz jego miękkich i pełnych ust, usnęła z błogim uśmiechem.

~*~

- Diable, pomyliłeś pokoje?
- Nie Smoczku, czekałem specjalnie na twój powrót. Martwiłem się, na kolacji nie było ani ciebie, ani Hermionki, a ja jeszcze nie chcę zostać wujkiem – chłopak zaczął się śmiać, po czym wielka, ciężka poduszka wylądowała na jego twarzy.
- Bardzo śmieszne, Zabini. Byliśmy na Nokturnie, później Pokątna, takie tam małe zakupy.
- No właśnie widzę jakie małe. Jaki model?
- Turbo XXX.
- Oooo stary! W takim razie wygramy każdy mecz!
- Nie podniecaj się tak, Diable…
- Myślisz, że podnieca mnie twoja miotła? Grubo się mylisz, Dracusiu. No może gdybym ją przetransmutował na rudą wiewióreczkę to…
- Proszę, skończ. Nie mam ochoty słuchać o twoich fetyszach…
- Racja, ty wolisz brązowowłose…
- Blaisie Zabini, skończ swoje marne przemowy, otwórz jakąś Ognistą i zapij się w trupa.
- Tak dobrze mi życzysz, kochanie?
- Zabini…
- Przepraszam! Zapomniałem, że takie formy zarezerwowane są tylko dla Granger!
- Na rany Salazara! Ileż można w kółko powtarzać to samo?!
- Ale o co ci chodzi?
- O co mi chodzi? O to, żebyś zajął się swoimi sprawami, a nie wmawiał mi czegoś, co nie istnieje!
- Może nie istnieje, ale chciałbyś, żeby istnia… - chłopak nie zdążył dokończyć, bo kolejna poduszka uderzyła go prosto w twarz. Czarnoskóry podniósł wzrok na przyjaciela, który stał przy otwartych drzwiach patrząc na niego wymownie.
- Blaisie Zabini, teraz grzecznie podniesiesz swój arystokratyczny tyłek, weźmiesz ze sobą swoje wygórowane ego i razem wyjdziecie posłusznie z tego pokoju. Dziękuję za uwagę – na jego twarzy wypisana była powaga, aż do momentu, gdy jego przyjaciel opuścił pokój. Zaraz po zamknięciu się drzwi uśmiechnął się blado i skierował w stronę kominka, w którym po chwili rozpalił. Wpatrywał się w szalejący ogień, który tak bardzo przypominał mu żywiołowe, brązowe oczy dziewczyny z dormitorium obok. Zamknął oczy i pomyślał o dzisiejszej wizycie na Nokturnie, jego reakcji na słowa starego czarodzieja, Hermionie, która troszczyła się o niego i przytulała, zarazem uspokajając go. Poczuł wówczas silne ukłucie w okolicy brzucha. Uśmiechnął się szerzej i pogrążył się w dalszych rozmyślaniach.

~*~

    Dwa kolejne dni minęły wszystkim dosyć szybko i spokojnie. Spojrzenia, które do tej pory były nadgorliwie kierowane w stronę Hermiony, stopniowo osłabły, jedynie Gryfoni bacznie się jej przyglądali, co równało się z nieprzyjemnymi komentarzami Dracona, które od razu odpędzały całe zbiorowości przyglądające się Ślizgonce. Chłopak bronił ją przed wszelkimi przykrościami skierowanymi od innych uczniów, równocześnie narażając się na plotki dotyczącymi ich rzekomego związku. Żadnemu z nich one nie przeszkadzały, a wręcz zadowalały, bo momentalnie liczba zalecających się do nich osób znacznie zmalała, a oni mieli satysfakcję, że są najgłośniejszym tematem w szkole.
    W poranek 19 września Hermiona powoli przetarła oczy, otworzyła je i usiadła na łóżku. Ku jej zaskoczeniu na kanapie siedział znajomy jej chłopak z czupryną blond włosów. Gdy tylko zobaczył ruch dziewczyny podniósł się i podszedł do jej łóżka, gdzie opadł na skraju. Po chwili brunetka naciągnęła na siebie wielką kołdrę i przykryła nią po szyję, przypominając sobie uprzednio, że ma na sobie jedynie koszulę nocną wykończoną koronką. Widząc łapczywy wzrok przyjaciela zarumieniła się, a fala zawstydzenia również zalała jego policzki. Chwilę się nie odzywali, jedynie się sobie przyglądali, gdy on zaczął:
- Dzień dobry, Hermiono.
- Dzień dobry, Draco. Co tutaj robisz?
- Jeszcze pytasz… Chciałem jako pierwszy złożyć ci życzenia i dać prezent – spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem, a jego oczy przepełnione były radością. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, po raz pierwszy była w takiej sytuacji.
- Poczekaj chwilę, pójdę się ubrać – już miała odkrywać kołdrę, gdy szybko dodała – Malfoy, ostrzegam cię. Masz nie patrzeć na mnie i nawet się nie odwrócić, gdy wyjdę z łóżka. Nie chcesz się już chyba na zawsze zamienić w fretkę.
- Granger, nie takie rzeczy widziałem, ale niech ci będzie.
    Dziewczyna niepewnie przesunęła się na skraj łóżka, uważnie go obserwując, po czym zrzuciła z siebie kołdrę i szybko pobiegła w stronę garderoby, którą otworzyła mową węży, co zdecydowanie zaskoczyło chłopaka. Zanim jednak zniknęła w pomieszczeniu, blondyn się delikatnie odwrócił i dostrzegł koronkę na jej skąpo ubranym ciele. Jaka ona jest cudowna, od razu przyszło mu do głowy.
- Mówiłeś coś? – dobiegł go głos Hermiony.
- Nic a nic… - Salazarze, powiedz mi, że ja tylko o tym pomyślałem… Nie zwlekając, wziął swoją różdżkę do ręki i przywołał ze swojego pokoju prezent dla dziewczyny, która w tym momencie wyszła ubrana. Jej wzrok spoczął na wielkim bukiecie herbacianych róż i małym czarnym pudełeczku. – Wiesz co… Chyba wolę cię w poprzednim stroju… - chłopak uśmiechnął się do niej szelmowsko i powoli zbliżył z wielką pewnością siebie. – No to co, Granger… Chyba przyszła pora na życzenia. Jestem w tym słaby, więc po prostu, żeby ci się wszystko układało pomyślnie, a ty się nie zmieniaj, mała… - blondyn podszedł jeszcze bliżej i dał jej swoje upominki. Dziewczyna wyczarowała wazon z wodą i wrzuciła do niego bukiet, po czym przyglądnęła się małej paczuszce. Nie wiedziała, co może kryć jej zawartość, przeniosła swój wzrok na chłopaka, który swoim spojrzeniem zachęcił ją do otworzenia prezentu. Gdy tylko uniosła małe wieczko, jej oczom ukazał się piękny, srebrny pierścień z motywem węża. Mimowolnie szeroko otworzyła usta i znowu jej oczy powędrowały na pełną niepewności twarz. – Nie wiem czy ci się podoba, ale pomyślałem, że skoro jesteś w Slytherinie, przynajmniej przez ten rok, to przyda ci się jakaś pamiątka z nim związana. Nie musisz w nim chodzić, możesz z nim zrobić co chcesz, jeśli ci się nie podoba, ale…
- Draco, on jest piękny… Ja… Ja… Ja naprawdę dziękuję… - dziewczyna od razu nałożyła pierścień na palec i podbiegła do chłopaka rzucając mu się na szyję i przytulając do niego. Dłuższą chwilę trwali w tym uścisku, a gdy się od siebie odrobinę odsunęli, to i tak byli wystarczająco blisko, aby czuć swoje wzajemne zapachy perfum i przyspieszone bicia serc. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, a ich twarze zaczęły się do siebie coraz bardziej zbliżać. Gdy już byli tak blisko pocałunku, sielankę przerwał im huk otwieranych drzwi.
- Niespodzianka!!! – w wejściu pojawili się Ginny i Blaise z wielkim tortem, którym od razu zrzedły miny, gdy spojrzeli na odrywających się od siebie i zakłopotanych przyjaciół.
- Wybaczcie, ale nie wiedzieliśmy, że… że… - zaczęła się jąkać rudowłosa.
- Że wam przeszkodzimy w migdaleniu się! – wybuchnął śmiechem czarnoskóry.
- Blaise!
- Diable!
- Zabini!
Wszyscy spojrzeli na chłopaka, który jakby nigdy nic wszedł do pokoju dziewczyny i rozsiadł się na kanapie. Zarumieniona brunetka chwilę stała w miejscu i zastanawiała się nad bezczelnością Ślizgona, gdy rzekła:
- Myślę, że powinniśmy już iść na śniadanie. Wszyscy. Razem.
- No co ty! Nawet nie zdmuchniesz świeczek?!
- Później, pośpieszcie się!
    Wszyscy wyszli z domu Slytherinu i skierowali się czteroosobową grupą do Wielkiej Sali, gdzie na stołach pojawiały się już przeróżne dania. Draco z Hermioną szli w milczeniu, z lękiem odezwania się do siebie, gdy Blaise z Ginny podążali przed nimi i śmiali się z zaistniałej sytuacji, bo doskonale wiedzieli co jest na rzeczy.

~*~

- Miona, nie przyleciało do ciebie wcześniej to cholerne ptaszysko od Msaw Ætare?
- Nie, przecież bym ci powiedziała.
I wtedy do Wielkiej Sali wleciały dwie szare sowy niosące sporych rozmiarów paczkę zapakowaną w brązowy, stary papier. Dostarczyły pakunek blondynowi i odleciały, pozostawiając chłopaka w zdziwieniu i złości.
- Świetnie, trzeba będzie znowu iść na Nokturn, żeby zapłacić temu…!
- Niekoniecznie, Draco. Przeczytaj liścik…
Sir Dracon Malfoy,
Najmocniej Pana przepraszam, ze musial Pan tyle czekac. Nie musi Pan nic placic, Panski rachunek jest wyrównany przez jednego ze slugow Czarnego Pana. Snape sie chyba nazywa. Mam nadzieje, ze nie ostatni raz korzysta Pan z moich uslug.
Serdecznie pozdrawiam,
Msaw Ætare
    Chłopak odłożył liścik, chwilę siedział i wpatrywał się w niego, po czym zabrał się do rozpakowywania przesyłki, lecz dziewczyna mu przeszkodziła, kładąc swoje dłonie na jego.
- Draco, myślę, że nie powinieneś tego rozpakowywać tutaj…
- Racja… Będziesz jeszcze coś jadła? Bo jak nie, to moglibyśmy pójść do dormitorium i przeglądnąć to – dziewczyna w odpowiedzi pokręciła przecząco głową. Obydwoje wstali i ruszyli z powrotem do Pokoju Wspólnego Slytherinu, przeszli przez niego i tym razem udali się do dormitorium blondyna, gdzie rzucili zaklęcie zamykające ich w środku. Szybko usiedli na kanapie przy palącym się ogniu w kominku i zaczęli zdzierać papier. Nagle dostrzegli grubą i twardą okładkę księgi w kolorze szarości wpadającej w czerń. Na środku mienił się srebrną barwą napis Anima corpus domini. Ut post mortem?. Draco spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
- To jest po łacinie. Uczyłam się jej, ale nie jestem do końca pewna czy dobrze to tłumaczę…
- Na pewno masz rację, przecież zawsze ją masz.
- Anima corpus domini, to znaczy dosłownie Dusza panem ciała, a reszta, czyli Ut post mortem, oznacza Jak przeżyć śmierć… Trochę to bez sensu…
- To ma sens! Przecież szukamy zaklęcia, dzięki któremu można sobie żartować ze śmierci, poprzez umieszczenie fragmentów duszy w innym ciele! To jest genialne!
- Draco, lepiej spójrz na to, kto jest autorem… - chłopak szybko odnalazł wzrokiem malutkie literki w dolnym lewym roku okładki. Salazar Slyterin.
- Powiem Ci, że nie tego się spodziewałem…
- Ja chyba też nie… Spróbujmy ją otworzyć.
    Hermiona wzięła tomisko na kolana i chwilę się w nie wpatrywała. Wyciągnęła rękę, żeby spróbować je otworzyć, a gdy nacisnęła koniuszkami palców na okładkę, syknęła z bólu, a jej dłoń nabrała czerwonej barwy. Wokół nich zabrzmiał ochrypły głos. Niezwykle czysta krew. Bardzo rzadka w tym okresie. I na dodatek należąca do ostatniej potomkini dwóch rodów. Cóż za zaszczyt. Wiesz, co powinnaś teraz zrobić. Draco z przerażeniem wpatrywał się w spływającą po jej dłoni krew, a po chwili złapał ją i zaczął wypowiadać zaklęcie Vulnera Sanentur, a jej rany od razu zaczęły się goić. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, a ona otarła ją wolną ręką.
- Wszystko już w porządku? Myślę, że nie powinniśmy jej otwierać, Snape powinien sam sobie z tym poradzić, a nie pozwalać tobie na jakieś ryzyko. Zanieśmy mu ją dzisiaj i niech sam spróbuje otworzyć.
- Nie… Musimy ją otworzyć…
- Ale Hermiona!
- Draco, słyszałeś? Coś jest z nią nie tak. Po raz pierwszy w życiu usłyszałam, że mam czystą krew, co jest zwykłym absurdem, a na dodatek ostatnia potomkini dwóch rodów? Ta książka sobie z nas żartuje, a ja na to nie pozwolę, więc albo ją otworzymy albo się wykrwawimy! Wybieraj!
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, Miona…
- Ale ja wiem
Brunetka spojrzała na księgę z wrogim spojrzeniem i wycelowała w nią różdżkę, a po chwili w pokoju pobrzmiewały wszelakie zaklęcia otwierające, ale tomisko ani drgnęło. Chłopak do niej dołączył i próbowali wspólnie swoich sił, ale nadal nic się nie działo. Po paru godzinach opadli z sił i usiedli z powrotem przed kominkiem, przyglądając się szaremu przedmiotowi.
- Nie rozumiem.
- Czego?
- Wiesz, co powinnaś teraz zrobić… Salazar, dowcipniś…
- Draco, ja nie mam pojęcia. Najchętniej bym ją spaliła albo wrzuciła bazyliszkowi na pożarcie, ale co to da… Miałeś rację, mogliśmy to zostawić Snape’owi…
- Hermiona, wiem! Co jest powiązane z Salazarem Slytherinem?
- Cały Slytherin? Zieleń, spryt, przebiegłość, Komnata Tajemnic, lochy…
- A co jest jego symbolem?!
- No wąż, ale…
- Właśnie, Hermiono, wąż! – chłopak szybko poderwał się z siedzenia i podbiegł do księgi, ostrożnie uważając, żeby się nie skaleczyć. Przyniósł ją z powrotem brunetce i położył tom na jej drobnych kolanach. Dziewczyna spojrzała na niego jakby zgłupiał, ale nic się nie odzywała. – Skoro wąż jest jego symbolem, a przypomnę ci też, że nasz kochany Salazarek był wężousty, to może powinnaś spróbować przemówić do tego cholerstwa!
- Draco, ale ja nawet nie…
- Słyszałem, jak dzisiaj otwierałaś garderobę. Nawet ja nie potrafię mówić językiem węży i nie chcę wiedzieć, jak to się stało, że masz takie zaklęcia w pokoju, ale to nie jest teraz ważne! Proszę cię, spróbuj przynajmniej! – brunetka skierowała z powrotem swój niepewny wzrok na chłopaka, który przyglądał jej się z błaganiem w oczach. Położyła księgę na stoliku obok i wygodnie się usadowiła centralnie przed nią.
- Otwórz się – z jej ust wydobył się nieprzyjemny syk, po którym na skórze blondyna pojawiła się lekka gęsia skórka. Po chwili usłyszeli, że tomisko drgnęło, a już moment później wpatrywali się w otwartą księgę.
- Mówiłem, że może się udać!
Spojrzeli na siebie z przepełnionymi radością uśmiechami, po czym momentalnie przylgnęli do siebie, a ich usta połączył czuły całus. Na początku niepewnie muskali się wargami, ale gdy poczuli, że obydwoje oddają się wzajemnym pieszczotom, od razu pogłębili pocałunek i zaczęli namiętnie się całować, a ich języki splotły się w ognistym tańcu. Hermiona usiadła na nim okrakiem i czuła jego duże, męskie dłonie na swoich biodrach, głaskające jej delikatne ciało. Oderwali się od siebie jak zabrakło im tchu, wówczas dziewczyna spojrzała w jakiej pozycji się znajdują, od razu zeszła z chłopaka, usiadła obok i ukryła swoją zarumienioną twarz w rozczochranych lokach. Blondyn kaszlnął i lekko zachrypniętym od emocji głosem powiedział:
- Za godzinę mamy być u Snape’a, więc chyba powinniśmy się pośpieszyć.
- Tak, też tak myślę…
Spojrzeli na siebie nawzajem uśmiechając się delikatnie i sięgnęli książki, którą od razu zaczęli studiować. Obydwoje mieli problemy z koncentracją, gdyż ich myśli ciągle uciekały do minionego pocałunku oraz ich niepewnej i wahającej się relacji, ale zebrali się w sobie i pilnie czytali zaklęcia. Pod koniec księgi znaleźli trudne zaklęcie, które odpowiadało opisowi nauczyciela.
- Granger, wiesz, że nie jestem dobry z łaciny. To znowu jest twoja działka… Animam meam cum viris sanguinum vitam magicam mundo facit, nisi in corpore manet, et mores pertinent, consequat vitae, relictis tantum virtute supernaturali facultatem aetate maiores commonstrat.
- Te wszystkie zaklęcia mnie przerażają… Tyle tu jest czarnej magii… Dusza moja, przepełniona darami świata magicznego, oddaje Ci się i pozostaje w Twym ciele, nie wpływając na Twój charakter, umiejętności i życie, a jedynie pozostawiając nadnaturalne zdolności ujawniane w wieku pełnoletności… Chodźmy do Snape’a, za chwilę będziemy spóźnieni… - podniosła się z kanapy i wyszła z dormitorium nie czekając na chłopaka, który szybko ruszył za nią i dogonił ją na korytarzu prowadzącym do Pokoju Wspólnego.
- Hermiono, wiesz, że możesz na mnie liczyć, a ja będę tam z tobą.
- Wiem, Draco, dziękuję.

~*~

- Wejść.
Drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia weszło dwoje uczniów w ślizgońskich strojach. Widząc ich, jego kąciki ust odrobinę podniosły się do góry. Pokazał im skinieniem dłoni, żeby usiedli na sofie obok kominka, którym ostatnio przenosili się na ulicę Pokątną. Wyczekiwali, aż mężczyzna zacznie temat, ale nic się na to nie zapowiadało.
- Nie mamy wszystkich informacji – dziewczyna spojrzała na czarnowłosego nauczyciela z miną niepewności, a uśmiech z jego twarzy nie znikał, co powodowało u nich wielki niepokój.
- Jestem tego świadomy.
- Ale to nie jest nasza wina, w jednej z ksiąg brakowało kartki, była ona wyrwana i…
- To też wiem, Draconie. Osobiście ją wyrwałem zanim powierzyłem wam zadanie – nastolatkowie spojrzeli na siebie niepewnie, a później zmierzyli mężczyznę z coraz większą obawą. On dalej się uśmiechał i patrzył na nich z rozbawieniem. – Co udało wam się dowiedzieć w takim razie?
- Odnośnie historii to…
- Nie w ten sposób, Hermiono.
- Ale skąd…
- Po prostu wiem.
Brunetka podeszła do nauczyciela i ujęła jego dłoń, po czym zamknęła oczy. Mężczyzna zrobił to samo, a blondyn wpatrywał się w nich z niezrozumieniem. Hermiona pokazywała Severusowi wszystkie informacje zdobyte z Działu Ksiąg Zakazanych. Najpierw przedstawiła historię wojny, następnie przeszła do zamordowanych i nazwiska Helgi Rosier Rookwood i skończyła na zaklęciu, które dopiero co poznała. Puściła jego dłoń i z powrotem usiadła na miejscu obok przyjaciela. Czarnowłosy uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- I znowu nie masz żadnych pytań na ten temat?
- Liczę na to, że mnie pan uświadomi przynajmniej w znacznej części.
- Ja cię tylko wprowadzę do tego, wszystkie wyjaśnienia pozostawię innym osobom, bardziej do tego uprawnionym.
Mężczyzna wyciągnął ze swojej kieszeni zżółkniętą kartkę papieru i podał ją dziewczynie. Od razu ją rozwinęła, a jej oczy spostrzegły, że są to dwie zaginione strony z księgi, których tak długo szukali. Przed nią znajdowało się drzewo genealogiczne Rookwoodów, a gdy obróciła kartkę, dostrzegła kolejne drzewo rodowe, tym razem należące do Rosierów. Zaczęła analizować je od najstarszych członków, gdy Draco zamarł, wytrzeszczył oczy i chwycił ją za dłoń. Nie wiedziała o co mu chodzi, aż do momentu, gdy dostrzegła fotografię Helgi Rosier i delikatną niteczkę prowadzącą do zdjęcia Augustusa Rookwooda. Z cienkiej linii wychodziła kolejna, która prowadziła do fotografii przedstawiającej ją samą. Spojrzała na podpis. Hermiona Jean Rookwood. Odwróciła stronę i kolejny ród kończył się na jej zdjęciu. Zaczęła się trząść i spojrzała z lękiem najpierw na blondyna, a następnie na profesora opierającego się o biurko.
- Ale… Ale to niemożliwe… To nie może być prawda przecież!
- To jest prawda. Jesteś córką Helgi i Augustusa Rookwoodów, a zarazem jedną z potomkiń samego Salazara Slytherina.

niedziela, 1 stycznia 2017

Rozdział V: Nowy początek



Lekcje mijały bardzo szybko. Blondyn ciągle przyglądał się dziewczynie z nadzieją, że przynajmniej raz odwróci się i podniesie na niego swój wzrok, nawet pełen pogardy i nienawiści, ale brunetka nie zaszczyciła go ani jednym spojrzeniem. Udawała, że chłopak nie istnieje i bardzo dobrze jej to wychodziło, szczególnie dlatego, że wokół niej ciągle kręcił się Teodor, który nie zamierzał odpuścić sobie tej Ślizgonki. Na transmutacji blondyn usiadł wraz z Zabinim w ławce za Granger i Nottem. Był tak blisko niej, że aż czuł delikatny, kwiecisty zapach jej perfum, który tak dobrze zapadł w jego pamięci po porannym pocałunku.
Nagle zobaczył jak jego kolega, siedzący tuż obok dziewczyny, wyciąga swoją wielką dłoń i obejmuje brunetkę ramieniem, która jedynie się do niego uroczo uśmiechnęła. Twarz Dracona pobladła, jego szczęka się mocniej zacisnęła, a na skroni wyskoczyła mała, pulsująca żyłka. W tym momencie miał ochotę po prostu jak najmocniej uderzyć Ślizgona. Już miał zamiar wstać, gdy przytrzymała go wielka czarna dłoń na ramieniu.
- Smoku, możesz mi wreszcie wytłumaczyć o co ci chodzi?
- W jakim sensie?
- No na przykład to, co teraz wyprawiasz. Usiądź spokojnie na swej dupeczce, poczekaj do końca lekcji i ją ładnie przeproś.
- Panie Zabini, proszę przestać rozmawiać z Panem Malfoy’em! Jak ci się podoba kolega, to proszę się umówić po lekcjach, a nie przeszkadzać. Przerabiamy bardzo ważny temat i musimy się skoncentrować! – w sali rozbrzmiał donośny głos profesor McGonagall.
- Tak jest, bardzo serdecznie panią przepraszam.
- Ale… - zaczął z powrotem blondyn.
- Dracusiu, nie obchodzi mnie o co jesteście ZNOWU pokłóceni i czyja to jest wina. Masz ją przeprosić i tyle. Skoro ci na niej zależy to raczej nie powinno być to dla ciebie trudne…
- Blaisie Zabini, ostrzegam pana! To już moje drugie upomnienie!
- Tak jest, trzeciego nie będzie, pani profesor!
- Zależy?! Czy ty postradałeś wszystkie zmysły?! Mi zależy na niej?! Diable, twoje teorie przekraczają wszelkie granice!
- Dobra, dobra. W każdym bądź razie wymyślisz coś. A jak nie, to posłuchaj się rady starego wujka Blaise’a. Pójdź do niej do dormitorium z kwiatami, czekoladkami i winem, a będzie twoja, mówię ci. A teraz się już zamknij, bo przez cie…
- Na brodę Merlina! Panie Zabini! Slytherin traci pięćdziesiąt punktów, a ty zyskujesz szlaban! Dzisiaj o 20 pod gabinetem pana Filcha!
- Dzięki, Malfoy. Zawsze wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć – rzekł ponuro chłopak, a na twarzy blondyna od razu pojawił się uśmiech.

~*~

Hermiona w trakcie czasu wolnego siedziała u siebie w sypialni i myślała nad ostatnimi wydarzeniami. Mimo tego, że był dopiero początek września, w lochach było dosyć zimno, więc usadowiła się na kanapie i za pomocą czarów rozpaliła w kominku. Wpatrywała się w szalejący ogień, a do jej ciała dochodziły już fale ciepła. Czuła się samotnie, potrzebowała wsparcia przyjaciół, ale też kogoś, kto usiadłby teraz koło niej, przytulił i delikatnie pocałował. W jej myślach ciągle pojawiał się wysoki blondyn o stalowoszarych oczach. Przypomniała jej się poranna scena, gdy była tak blisko niego, czuła na sobie jego lekko przyspieszony oddech, a on się w nią po prostu wpatrywał. Później nastąpił pocałunek, najkrótszy, ale też najlepszy jakiego w życiu doznała. Nie potrafiła wyrzucić go ze swojej głowy, choć bardzo tego chciała. Myślała o tym, jak bardzo chłopak się zmienił przez wakacje, wyprzystojniał, zmężniał, podrósł kilka kolejnych centymetrów, ale na jej nieszczęście, jego charakter pozostał prawie taki sam.
Z głębokiej zadumy wyrwało ją kolejne w dniu dzisiejszym pukanie do drzwi. Pewnym siebie ruchem otworzyła i dostrzegła blond czuprynę. Nie czekając na żadne powitania i wyjaśnienia, zatrzasnęła chłopakowi drzwi przed nosem i odeszła kilka kroków. Pukanie nastąpiło ponownie. Dziewczyna z odrobiną złości ponownie otworzyła i już nie miała jak zamknąć, bo chłopak uniemożliwił jej to przez wsunięcie nogi między futrynę a skrzydło.
- Czego znowu chcesz, Malfoy? – dziewczyna nie kryła swojej złości.
- Byłem w bibliotece, poszukałem książek, które mogłyby nam pomóc w rozwiązaniu zadań od Nietoperza i przyniosłem ci: Pierwsza Wojna Czarodziejów. 1970-1981. Wszystko, co powinieneś wiedzieć o historii świata czarodziejów, ale też czarnej magii, Wszystkie rody czarodziejów, wiek XX, Spis czarodziejów czystej krwi zamordowanych w 1981 oraz Pradawne zaklęcia, których tak naprawdę nie powinieneś używać, a nawet znać. A na dodatek przyniosłem ci najlepsze czekoladki, jakie w życiu jadłem, więc bądź tak miła, Granger, i przesuń się, bo te tomiska są dosyć ciężkie.
W oczach dziewczyny można było dostrzec wesołe iskierki spowodowane jego zachowaniem, ale nie chciała mu niczego ułatwiać. Za pomocą zaklęcia Wingardium Leviosa zaczarowała księgi i ponownie zamknęła chłopakowi drzwi przed nosem. Następnie z wielką satysfakcją wróciła na swoje miejsce przed kominkiem, otworzyła czekoladki i zaczęła szukać cennych informacji, pozostawiając w ten sposób chłopaka w sporym zaskoczeniu.

~*~

Blondyn wychodząc ze swojego dormitorium postanowił nie przeszkadzać dziewczynie, która pewnie dopiero wróciła z kolacji w Wielkiej Sali, gdzie następnie się skierował. Szedł zimnymi korytarzami już spóźniony, a jego myśli wciąż błądziły wokół brunetki. Nie chcąc się narzucać, stwierdził, że porozmawia z nią podczas wspólnego szlabanu i dopiero wtedy spróbuje przeprosić, a teraz da jej chwilę dla siebie.
Gdy znalazł się już w WS udał się w stronę swojego stałego miejsca, gdzie czekali już na niego przyjaciele. Blondyn spokojnie usiadł i zaczął nakładać na swój talerz jego ulubione tosty z serem, ale sielankę przerwał głos jego przyjaciela.
- Smoku, gdzie zgubiłeś swoją Hermionkę?
- Zabini, jaką jego?! – wykrzyknęła wściekła Pansy.
- Och zamknij się, Parkinson. Mam cię dość… O co ci chodzi, Diable?
- No nie było jej na kolacji, myślałem, że przyjdziecie razem…
- Jak to jej nie było?!
- Dracze, masz problem ze słuchem?
Chłopak tylko spojrzał z politowaniem na bruneta i za pomocą magii nałożył na talerz wszystko, co było możliwe, a do ręki wziął dwie butelki soku dyniowego, po czym wstał i udał się w stronę wyjścia, nie spoglądając na zszokowanych przyjaciół.
- Dracuś! A gdzie ty idziesz? Myślałam, że zjemy razem!
- Parkinson, mam do ciebie jedną prośbę. Znajdź sobie inny obiekt westchnień, bo nie jestem tobą zainteresowany – następnie zniknął za drzwiami Wielkiej Sali, kierując się z powrotem do domu Slytherinu, pozostawiając dziewczynę z łzami w oczach i rumieńcami zawstydzenia.

~*~

Dziewczyna spojrzała w tak dobrze jej znane, stalowoszare oczy i dostrzegła w nich troskę, dobroć, łagodność… i pożądanie? Podeszła jeszcze bliżej, tak, że mogła liczyć przyśpieszone bicie jego serca. Powoli wspięła się na palce i musnęła ustami jego płatek ucha…
- Granger…
szepcząc przy tym „Długo na to czekałam”. W odpowiedzi usłyszała cichy jęk i…
- Granger…Proszę cię, wstawaj już. Ominęłaś kolację, a ja przyniosłem ją specjalnie do ciebie.
… i po chwili od razu znalazła się w jego objęciach czując namiętny pocałunek na swoich ustach…
- Granger, właśnie przespałaś owutemy..
- Co?! Jak to?! Ale my dopiero jesteśmy na szós…
- Uspokój się już, chciałem cię tylko obudzić – chłopak nie wytrzymał i śmiał się w niebogłosy, co mu się bardzo rzadko zdarzało.
- Czy ty jesteś normalny?! I co robisz w moim pokoju?!
- Nie, nie jestem. Przyniosłem ci kolację, którą przespałaś tak na marginesie i chciałem ci przypomnieć, że za jakieś dwadzieścia minut zaczyna się nasz szlaban, więc tak czy inaczej, musisz wstać, moja droga – dziewczyna słysząc ostatnie słowa blondyna, szybko spojrzała na niego, nie kryjąc przy tym swojego zdziwienia. – Nie wiedziałem na co masz ochotę, więc przyniosłem tosty, tartę dyniową, pudding, strucle jabłkowe, pączki z konfiturą, no i sok do popicia.
- I ty myślisz, że ja to wszystko zjem?
- Granger, po prostu się przesuń, ja też nic nie jadłem, bo latałem tam i z powrotem, gdyż spałaś jak Zaspana Księżniczka…
- Śpiąca Królewna…
- Właśnie, więc jedz i się pośpiesz, bo nie mamy całego wieczoru na romantyczną kolację przy kominku.
Chłopak usiadł koło niej i zaczął kulturalnie spożywać kolację, a ona przyglądała mu się w wielkim szoku. Lustrowała każdy milimetr jego twarzy oświetlonej jedynie przez ogień szalejący naprzeciw nich. Spojrzała na jego oczy, których tęczówki przypominały kolor stali, i zarumieniła się, przypominając sobie swój jeszcze nie tak dawny sen. Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła jeść dyniową tartę.
Gdy obydwoje skończyli, zostało im pięć minut na dotarcie do gabinetu Severusa Snape’a, więc nie zwlekając, szybkim krokiem udali się w przeciwną stronę lochów. Szli w milczeniu. Mimo tego, że ich emocje zdążyły opaść po porannym konflikcie dotyczącym Pottera, to żadna ze stron nie poruszała tego tematu, ale obydwoje wiedzieli, że prędzej czy później, muszą o tym pomówić.
Gdy tylko zbliżyli się do komnaty, w której mieścił się gabinet profesora, drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął sam Severus Snape.
- Już myślałem, że się nie pojawicie. Właźcie do środka. W ramach dzisiejszego szlabanu, posprzątacie i posegregujecie mój magazyn z eliksirami i przeróżnymi składnikami, których w życiu na oczy nie widzieliście… Nie patrzcie tak na mnie, myślicie, że po piętnastu latach nauczania w tej szkole eliksirów oddam swoje zapasy Slughornowi, aby wykładać takim kretynom jak wy OPCM? – mężczyzna zamaszyście się obrócił i dał znać uczniom, że mają iść za nim.
- W sumie to za pomocą czarów pójdzie szybciej… - blondyn wyszeptał te słowa do ucha dziewczyny, po której plecach przeszedł szybki i delikatny dreszcz.
- Dziękuję za przypomnienie, Malfoy. Oddajcie swoje różdżki, odzyskacie je po zakończeniu szlabanu. Aaa i żebym nie zapomniał… Wszystko w kolejności alfabetycznej.
- Ale to nam zajmie całą noc!
- Granger, siedź cicho, bo zaraz przedłużę wam szlaban za pyskowanie do miesiąca – spojrzał na nich z pogardą, następnie szybkim krokiem odszedł i zniknął w jednym z korytarzy.
- Zapowiada się ciekawy wieczór…
Pracowali w milczeniu. Bez ustalania niczego sami przydzielili sobie obowiązki. On ścierał kurze z półek i fiolek, ona układała wszystko zgodnie z narzuconą kolejnością. Cisza im nie przeszkadzała, obydwoje mogli się lepiej skoncentrować na swoich zadaniach. Pomieszczenie w którym pracowali było bardzo ciasne i często w zamyśleniu na siebie wpadali, niekiedy upuszczali buteleczki z eliksirami, które stykając się z podłogą, rozbijały się na malutkie kawałki. Rzucali sobie wtedy tylko krótkie „Sorry”, ale nie obwiniali się o to, tak jakby to zrobili jeszcze nie tak dawno. Po dwóch godzinach pracy, chłopak przerwał otaczającą ich ciszę.
- Granger, ja… Ja chciałem cię przeprosić…
- Przeprosiny raczej nie należą się mnie, tylko Harry’emu.
- Wiem, dlatego jutro chcę z nim porozmawiać, ale ciebie chcę przeprosić za coś innego…
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i spojrzała po raz kolejny w jego oczy. Cholera, czemu on jest taki cudowny?!
- Za co w takim razie?
- Za to, że byłem dupkiem i w sumie dalej często się tak zachowuję. Za to, że wylewałaś przeze mnie łzy, a ja wyzywając cię, odbierałem ci pewność siebie. Za mojego ojca, który dalej stara się nauczyć mnie czystości krwi, która dla mnie jest po prostu przereklamowana, a nie umiem mu się postawić, więc również za to, że jestem takim tchórzem… Chcę po prostu zakopać topór wojenny, wyrzucić z pamięci ostatnie pięć lat naszej znajomości i zacząć ją od nowa… Co ty na to… Hermiono? – dziewczyna stała w osłupieniu, a jej usta lekko się otworzyły w wyniku szoku i zdziwienia, nic nie odpowiadała, po prostu stała i się patrzyła centralnie na niego. – Halo? Słuchałaś mnie?
- Tak… Po prostu jestem w szoku… Po raz pierwszy zwróciłeś się do mnie po imieniu… - chłopak jedynie się uśmiechnął do niej szeroko.
- Widzisz, ludzie się zmieniają… To jak, zaczynamy od nowa? – zadając pytanie, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a prawą rękę wyciągnął w stronę dziewczyny, która bacznie obserwowała jego poczynania. – Jestem Draco Malfoy.
- A ja Hermiona Granger –brunetka uśmiechnęła się nieśmiało, po czym podała mu rękę. Ich niepewne spojrzenia skierowały się ku sobie, a oni wybuchli głośnym śmiechem.
- A tak w ogóle, to co ci się śniło, gdy cię budziłem? – dziewczyna spuściła wzrok z chłopaka i się odwróciła, aby nie zobaczył jej zawstydzenia.
- Yyyy… Ginny… Ja i Ginny na zakupach.
- Ginny, powiadasz… Dziwne…Byłem przekonany, że słyszałem swoje imię – dziewczyna z powrotem na niego spojrzała, tym razem z przerażeniem wypisanym na twarzy. Blondyn uśmiechnął się zawadiacko i zaczął zbliżać do niej, na co ona cofała się, dopóki na swoich plecach nie poczuła regału ze szklanymi fiolkami. – Cóż, najwyraźniej musiało mi się przesłyszeć… - i znowu był tak blisko niej, że usłyszał jak brunetka głośno przełyka ślinę. Nie wiedział, co nim kierowało, ale nie przeszkadzało mu to, a wręcz mu się podobało. Stali tak przez chwilę w ciszy, gdy nagle otworzyły się drzwi w których od razu stanął tak dobrze im znany mężczyzna w czarnej szacie. Obydwoje szybko od siebie odskoczyli i spojrzeli na nauczyciela.
- Granger, Malfoy, z tego co pamiętam, mieliście szlaban, a nie randkę w takim ustronnym miejscu jakim jest mój magazyn… Macie szczęście, że udało wam się skończyć tak szybko. Tu są wasze różdżki, zabierzcie je ze sobą i zejdzie mi z oczu.
Obydwoje minęli Snape’a w przejściu i skierowali się w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Znowu szli w ciszy i myśleli o tym, co się przed chwilą działo, a co by się stało gdyby nie pojawił się mężczyzna. Każde z nich nie wiedziało, czy dobrze robi dopuszczając do siebie drugie, ale w tym momencie się tym nie przejmowali. Ważniejsze było to, że chcieli zacząć od nowa, bez kłótni, wyzwisk, łez.
Nim się obejrzeli, byli już przed swoimi pokojami, żadne z nich nie chciało się żegnać i po prostu stanęli i z powrotem się sobie przyglądali. Ona nie była pewna jego intencji, nie wiedziała czy chłopak coś knuje, czy naprawdę żałuje tych pięciu lat, ale stwierdziła, że nie dowie się tego, póki go nie pozna na nowo.
- Chcesz może mi pomóc przy szukaniu informacji dotyczących zadania od Snape’a? Wydaje mi się, że została jeszcze spora część kolacji i czekoladek od ciebie, także nie powinniśmy głodować – dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i wyczekiwała odpowiedzi. Blondyn chwilę się zastanawiał, a następnie szczerze się uśmiechnął.
- Tak, bardzo chętnie.
Weszli do dormitorium i skierowali się w stronę kanapy. Chłopak dopiero teraz mógł na spokojnie rozejrzeć się po pokoju dziewczyny. Był podobny do jego, jedyne co je różniło to oświetlenie. Pokój dziewczyny był zdecydowanie jaśniejszy przez jedno okno więcej. Podszedł do niego i po drugiej stronie szyby dostrzegł pływające ryby, którym od razu pozazdrościł wolności, którą posiadają.
- Przydały ci się te książki? Znalazłaś coś w nich?
- Tak naprawdę, przeczytałam jedynie o wojnie czarodziejów i chyba wiem już wszystko, co jest tam streszczone. Pozostały 3 książki.
- Jesteś niesamowita, Hermiono – chłopak spojrzał na nią i ugryzł się w język dopiero po wypowiedzeniu swojej kwestii.
- Słucham? – brunetka podniosła na niego wzrok z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
- Eee… Jesteś pracowita, Hermiono. Ja bym nie przeczytał tak obszernej książki w tak krótkim czasie, a co dopiero zapamiętał wszystkiego! Jesteś pracowita, tak.
- Hmmm, dzięki Draco.
- To od czego chcesz teraz zacząć?
- Interesują mnie rody czarodziejów, ale boję się tego, co mogę tam znaleźć. Mam szukać Rosierów, co mi już dobrze nie wróży…
- Prędzej czy później będziesz musiała to znaleźć, więc spróbujmy dzisiaj. Z tego, co zauważyłem, gdy ją wcześniej przeglądałem, to wszystkie rody są uporządkowane alfabetycznie, więc powi…
- Przyznaj się, że po prostu szukałeś rodu Malfoy’ów, żeby zobaczyć jak przystojnie wyglądasz na zdjęciu w drzewie genealogicznym – Cholera! Nie powiedziałaś tego, Hermiono! Nie zwracaj na to uwagi, Malfoy, proszę, proszę, proszę…
- O jak miło, wreszcie się ze mną zgadzasz, że jestem przystojny! Merlinie, mogłem się z tobą pogodzić wcześniej, gdybym tylko wiedział, że tak bardzo ci się podobam!
- Proszę cię, nie zaczynaj z powrotem… Dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli… Dobra, ty szukaj Rosierów, a ja się biorę za zamordowanych w ’81.
Obydwoje pogrążyli się w lekturach. Czas leciał dosyć szybko, a oni sobie nawzajem nie przeszkadzali. W pokoju dalej panowała cisza, a jedyne co ją przerywało, to drewno strzelające w kominku. Żadne z nich nie spodziewało się, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji i będzie mu się tak dobrze pracowało ze swoim dotychczasowym wrogiem.
Chłopak przeczytał całą książkę i dopiero na samym końcu zauważył, że w tomisku brakuje jednej strony.
- Granger, jedna kartka jest wyrwana. Według alfabetu wszystko by się zgadzało, bo przed tą stroną jest ród Roperów, a zaraz potem Rousseau’owie. Granger, słyszysz? – odwrócił się do dziewczyny, która z zamkniętymi oczami leżała oparta głową o książkę. – Na rany Salazara, ty znowu śpisz? Która jest godzina…
Chłopak wstał i dostrzegł na stoliku nocnym mały zegarek, którego wskazówki wskazywały na godzinę czwartą nad ranem. Spojrzał na jezioro za oknami i zauważył, że rzeczywiście zrobiło się jaśniej niż gdy wchodzili do pokoju. Westchnął i za pomocą czarów ściągnął z łóżka narzutę i ozdobne poduszki, po czym podszedł do kanapy, na której zasnęła Ślizgonka i wziął ją na ręce. Dziewczyna wydawała się być dla niego wyjątkowo krucha i delikatna, co mu zdecydowanie nie pasowało do jej charakteru. Zauważył, że brunetka nie miała spokojnego snu, od czasu do czasu szarpała się, ale gdy wydawało mu się, że jest już spokojna, położył ją do łóżka i przykrył miękką kołdrą. Pogłaskał ją delikatnie po włosach, pochylił się i pocałował w policzek.
- Dobranoc, Hermiono.
Następnie wstał od niej i zaczął uporządkowywać książki porozrzucane przy stoliku oraz jedzenie, które przyniósł do dormitorium kilka godzin wcześniej. Podszedł do kominka i dorzucił do niego drewna, widząc, że ogień prawie zgasł, gdy nagle usłyszał krzyk dochodzący z łóżka, w którym ona spała.
- Nie… Nie!... Odejdź ode mnie! Zostaw mnie!
- Hej, uspokój się jestem tu obok ciebie – blondyn szybko podbiegł do niej i starał się ją obudzić, ale mu się nie udawało. Dziewczyna rzucała się coraz bardziej, a na jej twarzy pojawił się zimny pot.
- Proszę, zabij mnie! Błagam!
- Granger, obudź się! To tylko sen! – wtedy jej oczy się otworzyły, a ona gwałtownie usiadła na łóżku, oddychając z wielką trudnością. Chłopak wyczarował szklankę wody i jej podał. – Proszę, napij się – wzięła i od razu wypiła całość. – Chcesz o tym pogadać? – brunetka jedynie przecząco pokiwała głową. – Połóż się w takim razie, jest już późno – wstał i skierował się w stronę drzwi prowadzących na korytarz.
- Draco, zostań tutaj, proszę… - jej głos był przepełniony bólem i lękiem. Chłopak jedynie skinął głową i ruszył w stronę kanapy, gdy ona nagle dodała przesuwając się na łóżku – Nie tam, koło mnie… - blondyn podszedł do łóżka i niepewnie położył się obok, a ona przytuliła się, przerzucając swoją rękę przez jego tors. Chłopak nie wiedząc jak się zachować, zaczął ją powoli i delikatnie głaskać po głowie.
- Dobranoc, Hermiono…
-Dziękuję, Draco. Za wszystko. Dobranoc…
Po chwili dziewczyna usnęła w jego objęciach. W końcu czuła się bezpiecznie i beztrosko. Draco przyglądał się jej jak śpi i oddycha miarowo, a tej nocy nie zmrużył już oka.


~*~
Pierwszy rozdział w tym roku już jest i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu! :D
A w obecnym 2017 roku chcę Wam życzyć wszystkiego dobrego, dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, dążenia do określonych celów i cierpliwości, a dla osób piszących własne opowiadania, dodatkowo ogromnej ilości weny! :D

Buziaczki :*
Werv Avis
 

niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział IV: Słabość

Przyznam, że odrobinę się zawiodłam :( Myślałam, że poprzedni rozdział nie wyszedł mi aż tak źle, ale chyba się myliłam, skoro nie było żadnego komentarza.
Mam w takim razie nadzieję, że może tym podratuję odrobinę opowiadanie i choć trochę przypadnie Wam do gustu.

Buziaczki :*
Werv Avis

~*~

-Dlaczego, Granger?
Spojrzała na niego pytająco. Jego mina była surowa, a wzrok chłodny i przyprawiający o dreszcze strachu i niepokoju. Zatrzymał się i nie zamierzał iść dalej, dopóki nie uzyska odpowiedzi. Stanęła przed nim w bezpiecznej odległości i uniosła głowę do góry, aby móc zagłębić się w jego szarych oczach. Chciała mu pokazać, że się go nie boi, a stanowcze spojrzenie, jakim go obdarzyła, miało odzwierciedlać jej odwagę.
-Dlaczego co, Malfoy?
-Nie udawaj głupiej. Dlaczego wybrałaś mnie?! Po to, żeby mi do reszty zniszczyć życie?! Żeby pokazać innym jaką jesteś cwaną i wyszczekaną szlamą, która może mieć wszystko?! Żeby wszyscy ci zazdrościli tego, że będę musiał latać za tobą jak cień?! Zrozum coś, Granger… Nie licz na to, że będę na twoje każde skinienie głowy. Dla mnie jesteś nikim, po prostu nie istniejesz..
-Zdążyłam zrozumieć! Pragnę ci tylko powiedzieć, że musiałam cię wybrać, bo wybacz, ale nie myślę tylko o sobie tak jak ty, a przyjaciele są dla mnie najważniejsi, więc wolałam nie wybierać nowego chłopaka Ginny, tylko ciebie, znienawidzonego dupka! I dla twojej wiedzy, chciałam się z tobą dogadać, żebyś nie musiał mnie pilnować, ani nigdzie za mną latać, bo uwierz, mi też nie jest na rękę posiadanie przygłupawego cienia, ciągle będącego za tobą! Nienawidzę cię tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, aby cię nigdy nie poznać, ale cóż, czasu nie zmienię, do jasnej cholery!
-Och, zamknij się Granger, nie mogę już cię słuchać. Każda chwila z tobą jest chwilą straconą, więc przesuń się, bo chciałbym, aby moja czysta krew nie musiała się pobrudzić taką szlamą, jaką jesteś ty…
Chłopak spojrzał na nią z pogardą i omijając ją, pociągnął dziewczynę z bara. Hermiona zachwiała się i z gracją upadła na zimną, kamienną podłogę. Gdy blondyn się jedynie zaśmiał z zaistniałej sytuacji, Ślizgonka w swoim wzroku miała jedynie chęć zemsty.
-Petrificus tota…
-Expelliarmus! – złapał w powietrzu jej różdżkę i szybko do niej podbiegł. Przygniótł dziewczynę do ściany w sposób, że nie mogła się uwolnić. – Tylko na to cię stać, Granger? – przyłożył jej różdżkę do krtani i jedynie ją obserwował. W brązowych oczach dostrzegł lęk, a przytrzymując ją, poczuł przyspieszony puls. Delikatnie zluzował ucisk i odsunął różdżkę od jej szyi. Nagle wraz ze słowami starszego mężczyzny, blondyn odskoczył od niej jak oparzony.
-Na rany Salazara! Granger, Malfoy, zostawić was samych i już skaczecie sobie do gardeł?! Obydwoje szlaban, jutro, w moim gabinecie, godzina 20!
-Nie zamierzam z nim być w jednym pomieszczeniu!
-Będziesz musiała się przyzwyczaić, od dzisiaj będziecie spędzać więcej czasu razem. A teraz marsz do dormitoriów! Nie chcę was już dzisiaj widzieć!
Nim się obejrzała, na korytarzu została sama, zapalone pochodnie oświetlały jej drogę, ale ona nie ruszała się z miejsca. Stała w tym samym miejscu, co przed momentem, gdy mężczyźni znikali z jej pola widzenia. Nie mogła uwierzyć w to, co miało miejsce jeszcze chwilę temu. Zastanawiała się nad tym, jak można mieć w sobie aż tyle nienawiści, co ten Ślizgon. Mimowolnie po jej policzku spłynęła samotna łza, którą szybko otarła rękawem szaty i ruszyła w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego jej nowego domu.
Jesteś silna, Hermiono. Poradzisz sobie.

~*~

Chłopak biegł przez puste korytarze, aż do kamiennej ściany. Bąknął jedynie Czysta krew, a przejście się natychmiastowo otworzyło. Pomieszczenie i jego wystrój nic się nie zmieniły, wszędzie panowały różne odcienie zieleni i srebra, a wszystko przypominało mu o wcześniejszych, beztroskich latach, które tu spędził. Wewnątrz nikogo nie było, a on nawet nie miał ochoty na towarzystwo, dlatego udał się do swojego dormitorium, które było nieco oddalone od pokoi pozostałych uczniów. Jego uwagę przykuły drzwi znajdujące się naprzeciw jego. Było to Jej dormitorium. Od razu powrócił mu obraz minionej kłótni i lęku w jej oczach. Bała się go, a on musiał to przyznać, nic innego nie mógł zrobić. Słowa dziewczyny ciągle pobrzmiewały w jego głowie. Nienawidzę cię tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, aby cię nigdy nie poznać… Mimo wszelkich swoich przekonań, zabolało go to. Wiedział, że zasłużył na jej nienawiść, ale w głębi serca zawsze liczył na to, że ona tak naprawdę po prostu go nie lubi. Nigdy mu nie powiedziała prosto w twarz, że jest przez nią znienawidzony, a dzisiaj wreszcie wydusiła to z siebie i wykrzyknęła.
Dłuższą chwilę stał i patrzył w drzwi prowadzące do jej sypialni, gdy nagle usłyszał kroki dochodzące z Pokoju Wspólnego. Szybko wszedł do swojego pokoju i zostawił delikatnie uchylone drzwi, aby móc zobaczyć kto idzie. Zobaczył brunetkę, która pewnym krokiem zmierzała w jego stronę. Już myślał, że został dostrzeżony, gdy dziewczyna nawet nie patrząc w jego stronę, nacisnęła klamkę i zniknęła za drzwiami swojego dormitorium. Mimo, że ta chwila trwała bardzo krótko, chłopak zdążył zauważyć pojedyncze łzy spływające po jej policzkach. Usiadł na łóżku, lekko się pochylił, opierając łokcie na swoich kolanach i pogrążył się w rozmyślaniach. Salazarze, jakim ja jestem kretynem… Co ona mi takiego zrobiła…? Gdyby się nie zaprzyjaźniła z Potterem jej życie byłoby o wiele łatwiejsze. Ojciec by mnie nie zmuszał do tyrania jej, a te piękne brązowe oczy nie wypłakałyby ani jednej łzy z mojego powodu… Pieprzona duma Malfoy’ów i patologiczne podejście do czystości krwi… Merlinie, dlaczego ja…
Z zamyślenia wyrwał go huk otwieranych drzwi i czarnoskóry mężczyzna, który momentalnie rzucił się na jego łóżko z butelką alkoholu w ręce.
- No i jak tam Dracze? Co ci takiego Sevuś nasz kochany powiedział? Aaaa i jak tam z naszą nową Ślizgońską koleżaneczką? Opowiadaj Dracuniuniuniuniu – wesoło rzucił chłopak, zaczynając odkręcać porządnie zamknięty trunek.
- Blaise, wyjdź stąd… - cicho odparł blondyn nawet nie spoglądając na przyjaciela.
- Smoku, kochanie ty moje. W takim razie najpierw się napijemy, a później porozmawiamy. Spójrz co mam! Jedna z pierwszych i najstarszych edycji, Ognista prosto od Ogdena! Wczoraj wykradłem z barku staruszka, więc możemy dzisi…
- Zabini! Głuchy jesteś?! Do jasnej cholery, wyjdź stąd! Nie mam siły ani ochoty na twoje pijackie towarzystwo! Daj mi po prostu święty spokój… - blondyn zerwał się z łóżka i szeroko otworzył drzwi prowadzące na zimny korytarz. Ciemnoskóry wstał w milczeniu i powoli podszedł w kierunku przyjaciela. Gdy miał już wychodzić, zatrzymał się na chwilę przy chłopaku, dotknął jego ramienia i powiedział:
- Masz moje wsparcie, Malfoy. Wiesz gdzie mnie szukać…
Blaise zniknął za drzwiami, które zaraz po jego wyjściu trzasnęły z głośnym hukiem. Blondyn jedynie się o nie oparł, stał tak przez moment, lecz po chwili po prostu się osunął, rzucił zaklęcie wyciszające na swój pokój i zaczął płakać jak jeszcze nigdy, nie wiedząc, że dziewczyna w pokoju obok robi dokładnie to samo.

~*~

Obudziła się pod zieloną, satynową pościelą na wielkim i miękkim łożu. Nie pamiętała jak się tam znalazła, ostatnim widokiem, który zapadł w jej pamięci, to wielkie walizki znajdujące się naprzeciw wejścia, rozmyte łzami dziewczyny siedzącej na zimnej posadzce przy drzwiach.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła już siódma rano, więc dziewczyna powoli wstała i udała się do prywatnej łazienki. Gdy spojrzała w lustro, lekko się przestraszyła swojego odbicia. Miała potargane włosy, a każdy z nich był ułożony w inną stronę, napuchnięte powieki i czerwone oczy od płaczu. No pięknie, Hermiono. Nie sądziłam, że okażesz się taka słaba. Nie chcąc dalej oglądać swojego odbicia, uciekła pod szybki prysznic, a wychodząc z niego, przywołała różdżką do siebie ubrania i kosmetyki potrzebne do makijażu. Szybko wysuszyła włosy i gdy była gotowa, weszła z powrotem do swojego pokoju. Dopiero teraz mogła się przyglądnąć temu, jak ono wygląda. Mimo tego, że dom Slytherinu znajdował się w lochach, to przez wielkie okna przedzierało się naturalne światło, a po drugiej stronie szyby było jezioro. Zaciekawiło ją to rozwiązanie, bo myślała, że jej pokój to będą cztery ściany i meble, nie spodziewała się żadnego naturalnego światła, które przedzierało się przez wodę i dawało zieloną smugę jasności. Swój wzrok przeniosła na wielkie, czarne łoże ze srebrnymi rzeźbionymi wężami na kolumnach i wezgłowiu, a następnie na hebanowe biurko do kompletu. Dalej podążyła swoim spojrzeniem na wielką zieloną kanapę i stolik, usytuowane naprzeciw ogromnego rzeźbionego kominka. Wtedy ujrzała drzwi, trzecie w tym pomieszczeniu i zdała sobie sprawę, że jeszcze nie przekroczyła ich progu. Podeszła do nich, nacisnęła klamkę, ale one ani drgnęły. Spróbowała jeszcze raz i znowu to samo. Wtedy pomyślała, że mogą reagować na słowa i wypowiedziała: Otwórzcie się. Serce jej zamarło, ale nie z powodu, że w zawiasach coś trzasnęło, a przed nią ukazała się przestronna, srebrna garderoba, lecz dlatego, że jej słowa nie brzmiały jak jej, tylko jak syk węża. Chwilę stała w osłupieniu i wpatrywała się przed siebie, w głąb nowo otwartego pomieszczenia. Po jakimś czasie weszła do niego z dużą dozą niepewności i przy pomocy czarów rozpakowała swoje ubrania. Ciągle zszokowana, weszła z powrotem do pokoju, gdzie stwierdziła, że musiało jej się to wydawać i spojrzała jeszcze raz na swoje dormitorium. Cóż… Slytherin rzeczywiście ma klasę… Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi. Nie wiedziała kto to może być, bo przecież kto ze Ślizgonów chciałby się z nią spotkać? Postanowiła nie otwierać, ale gdy pukanie znowu rozniosło się po pomieszczeniu, niepewnie podeszła do drzwi i je otworzyła. Pierwsze co zobaczyła to potargana blond czupryna.
- Czego chcesz, Malfoy?
- Dzień dobry, też cię miło widzieć – delikatnie się uśmiechnął do dziewczyny.
- Czego chcesz, Malfoy? – powtórzyła ostro, a jemu wydawało się, że gdyby wzrok mógł zabijać, to leżałby przed nią martwy.
- Ehhhh… Gotowa na śniadanie?
- Tak, ale idę sama. Nie będziesz za mną latał jak cień – mówiąc to, wyszła z pokoju, zamknęła drzwi i minęła zdezorientowanego blondyna. Chłopak delikatnie chwycił za nadgarstek dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. – Co, Malfoy? Znowu będziesz próbował przebić mi krtań różdżką? No dalej, przecież dla ciebie jestem nikim.
- Granger, ja… Nie wiem jak to powiedzieć… Po prostu przepraszam…Wybacz mi wczorajszą scenę i zapomnijmy o tym… - dziewczyna spojrzała w jego stalowoszare oczy i ujrzała w nich ból, żal, ale też adrenalinę.
- Przeprosiny przyjęte, ale musisz wiedzieć, że wybaczyć łatwo, trudniej zapomnieć…
- Jestem tego świadomy i nawet nie wiesz jak jest mi przykro…
Mówiąc to, cały czas patrzył w jej brązowe tęczówki. Dziewczyna zakłopotana jego bliskością zaczęła się powoli peszyć, a na jej policzki wtargnął delikatny, różowy rumieniec. Blondyn swoim spojrzeniem lustrował każdą część jej twarzy, po czym zatrzymał wzrok na jej ustach, pociągniętych cienką warstwą szminki w naturalnym kolorze. Pochłonięty myślami, powoli zbliżył się do niej i z wielką niepewnością, czule ją pocałował, a ona, nie wiedząc co robić, oddała jego pocałunek. Chwila ta nie trwała długo, bo brunetka bardzo szybko otrzeźwiała i odepchnęła od siebie chłopaka.
- Malfoy! Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że w ten sposób zapomnę?!
- Ale przyznaj, podobało ci się – odparł z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
- Wcale, że nie! – krzyknęła dziewczyna różowiejąc na twarzy jeszcze bardziej.
- Nie? To czemu odwzajemniłaś? Przede mną nic nie ukryjesz, Granger.
- Nie znoszę cię! Idę na śniadanie! Sama!
Brunetka odwróciła się na pięcie i szybko udała się w stronę Pokoju Wspólnego, pewnie siebie kołysząc biodrami. On chwilę stał, spoglądać na nią utęsknionym wzrokiem i delikatnie uśmiechając się do samego siebie, lecz kilka sekund później znalazł się obok dziewczyny.
- Co tu robisz? – zapytała z wyraźnym zdenerwowaniem.
- Idę na śniadanie – zawadiacki uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Merlinie, jaki ty jesteś arogancki.
- W sumie to nazywam się Malfoy, ale niech ci będzie, Merlin też do mnie pasuje.
- Do jasnej cholery! Zostaw mnie w spokoju!
- Nie mogę, zapomniałaś już o tym co mówił Snape?
- Cóż, wczoraj miałeś do tego zupełne inne podejście. Co się zmieniło?
- Przemyślałem parę rzeczy i stwierdziłem, że nie warto robić sobie wrogów wśród Ślizgonów. Tak nawiasem mówiąc, to uważam, że o wiele lepiej ci w tym zielonym krawaciku, Gran…
- Czego chcesz?
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Czego chcesz? Nie przymilałbyś się do mnie, gdybyś niczego nie chciał, także o co chodzi?
- Chcę żebyś nikomu nie powiedziała o tym, co się stało przy naszych pokojach, proszę – dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na blondyna. Uśmiech z jego twarzy zniknął i zastąpiła ją niezwykła powaga.
- No kto by pomyślał, że Draco Malfoy będzie mnie kiedykolwiek o coś prosić… Co z tego będę mieć?
- W sumie to dużo mogę ci zaoferować… Zaczynając od randki w niezwykle wygórowanym towarzystwie, kończąc na nie mówieniu nikomu w Hogwarcie o tym, jaka jesteś silna, płacząc pierwszego dnia pod drzwiami – na jego twarzy z powrotem pojawił się uśmiech, tym razem był on cwany, natomiast brązowowłosa spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.
- Skąd to wiesz?!
- Granger, mam pokój obok ciebie, a ty nie rzuciłaś żadnego wyciszającego zaklęcia. Naprawdę myślałaś, że tego nie będzie słychać?
- Może to nie byłam ja!
- Granger, kogo próbujesz oszukać: mnie czy samą siebie? Jak myślisz, jak to możliwe, że obudziłaś się na własnym łóżku, a nie na podłodze pod drzwiami?
- Byłeś u mnie w pokoju?! Jak śmiałeś, ty bezczelna gadzino! Ty, ty…
- Dziewczyno, uspokój się! Przecież nic ci nie zrobiłem! Usłyszałem, że przestałaś ryczeć jak dziecko, więc poszedłem do ciebie, bo chciałem cię przeprosić. Pukałem, a ty nie otwierałaś, więc otworzyłem drzwi, a ty leżałaś na podłodze. Nie jestem aż taki bezduszny, więc wziąłem cię na ręce i zaniosłem do łóżka. Tyle! Oczywiście chcę zrobić coś dobrze, ale i tak wychodzi źle, no bo jakżeby inaczej? Następnym razem zapamiętam, żeby cię tam zostawić, nie ma sprawy, Granger – chłopak odwrócił się od dziewczyny i skierował w stronę Wielkiej Sali, do której wejście znajdowało kilka kroków dalej. Dziewczyna dalej stała w niemym szoku, lecz gdy zobaczyła, że blondyn za chwilę skręci i zniknie z jej pola widzenia, zawołała za nim.
- Malfoy! – chłopak na chwilę przystanął, nie spoglądając w jej kierunku, po czym odwrócił się do niej i spojrzał na nią troskliwie. – Dziękuję… - blondyn uśmiechnął się delikatnie, ale szczerze, skinął głową na znak, że nie ma za co dziękować i odszedł w kierunku swojego miejsca przy stole Slytherinu.
Dziewczyna stanęła w wejściu do Wielkiej Sali , a spojrzenia wszystkich były utkwione w niej samej. Niektórzy przyglądali się jej z zaciekawieniem, inni z lękiem czy pogardą. Świetnie, powtórka z wczorajszej rozrywki. Pewna siebie ruszyła w stronę stołu należącego do jej nowego domu, lecz przechodząc obok Gryfonów, brunetka poczuła, że dostaje czymś w twarz, jak się okazało, był to tost posmarowany dżemem, którym rzuciła w nią Lavender Brown. Ślizgonka spojrzała w jej stronę ze znaczną pogardą i rozdrażnieniem, aczkolwiek postanowiła nie robić żadnej sceny. Wystarczyło jej to, że większość obecnych na śniadaniu ją teraz obserwuje, nie potrzebowała większej publiczności. Gdy z powrotem się odwróciła z zamiarem ponownego skierowania się do stołu, usłyszała za sobą szept Lavender:
- Może i  Granger jest sprytna, ale szlama pozostanie szlamą mimo wszystko. Nie wiem jak to możliwe, że została Ślizgonką – wtedy dziewczyna już nie wytrzymała.
- Wiesz co, Brown. Masz rację. Jestem Hermiona Granger, jestem szlamą i jestem w Slytherinie. Coś jeszcze masz do powiedzenia? Bo jak nie, to chciałabym wreszcie udać się na swoje miejsce i zjeść w spokoju śniadanie bez wszystkich oczu wgapionych centralnie we mnie! I najlepiej się napatrz na mnie w tym ślizgońskim mundurku i przyzwyczaj do tego, kim jestem i do jakiego domu należę! I tyczy się to was wszystkich! – dziewczyna rozglądnęła się po Wielkiej Sali i ludziach w nią wpatrzonych, dostrzegła smutne miny swoich przyjaciół, nauczycieli. Nagle spostrzegła wściekłego chłopaka o blond czuprynie zbliżającego się do niej.
- Koniec przedstawienia! A jak ktoś ma jeszcze jakiś problem do Granger, to ma też do mnie, więc możecie śmiało ustawić się w kolejce przy stole Ślizgonów! – chwycił jej ramię i pociągnął ją w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą siedział.
- Malfoy, ja usiądę gdzieś indziej, nie będę wam przeszkadzać…
- Dzień dobry, Mionka! Siadaj z nami, będzie sympatycznie! Wreszcie znalazł się ktoś do przeprowadzenia rozmowy na jakimś wyższym poziomie! – słysząc słowa brunetki, Blaise postanowił wkroczyć do akcji, śmiejąc się przy tym wesoło i ignorując wściekłe spojrzenie swojego przyjaciela i Pansy Parkinson.
- Witaj, Hermiono. Blaise ma rację, zostań tutaj z nami. Możesz usiąść koło mnie, jak tylko chcesz, oczywiście – odparł Teodor Nott, uśmiechając się i po części zalecając do nowej Ślizgonki.
- Nie, naprawdę. Pójdę tam, gdzie wcz…
- Granger, zamknij się i siadaj tutaj – szybko przerwał jej blondyn, przesuwając się i robiąc dziewczynie miejsce na skraju ławki, obok siebie. Salazarze, ześlij mi siły do tego babska. Już wolę, żeby siedziała obok mnie, niż koło tego cholernego Notta, który pewnie już ją rozebrał w myślach. Dziewczyna go posłuchała i usiadła obok, zachowując między nimi dosyć spory odstęp. Na swój talerz nałożyła jajecznicę, a gdy podniosła głowę, dostrzegła wściekły wzrok Parkinson na sobie. Dziewczyna nawet nie wstydziła się tego, że siedzi wpatrzona w brunetkę i za pomocą swoich nieistniejących mocy telekinetycznych próbuje ją zmiażdżyć, zniszczyć, a przynajmniej sprawić żeby zniknęła.
- Coś nie tak, Parkinson? Chcesz się może zamienić miejscami?
- Nie waż się do mnie odzywać, ty mała, śmierdząca szlamo! – krzyknęła na cały głos, do tego stopnia, że niektórzy z sąsiednich stołów z powrotem skierowali wzrok na całą grupkę.
- Parkinson, uspokój się. Jak ci coś przeszkadza, to tam są drzwi, a ty masz drogę wolną.
- Draco!
- Mówię jak jest. Albo się zamkniesz i przestaniesz na nią patrzeć, jakbyś miała ją zamordować albo po dobroci odejdziesz od tego stołu – dziewczyna spojrzała na blondyna, później na nią wzrokiem pełnym nienawiści, wstała i wściekła wyszła z Wielkiej Sali.
- No i jeden problem mniej – westchnął Zabini.
Gdy pozostała czwórka jadła śniadanie, opiekun ich domu zaczął rozdawać swoim podopiecznym plany zajęć. Podchodząc do nich powiedział jedynie:
- Granger, Malfoy. Wiecie co macie robić w wolnym czasie. Ponadto mam nadzieję, że pamiętacie o dzisiejszym szlabanie – mężczyzna nie czekając na żadną odpowiedź od razu skierował się do wyjścia i po chwili zniknął z ich punktu widzenia.
- Czy ja dobrze słyszałem, że wy już drugiego dnia w szkole macie szlaban? Muszę przyznać, że się postaraliście – zaczął się śmiać ciemnoskóry chłopak.
- Zamknij się, Diable i lepiej zacznij szykować na eliksiry ze Slughornem…

~*~

Zaraz po śniadaniu udała się do swojego dormitorium, żeby zabrać rzeczy potrzebne na dwie godziny eliksirów. Gdy znajdowała się w swoim pokoju, usiadła na łóżku i zastanawiała się nad tym, co ma dalej robić. Rok szkolny dopiero się zaczynał, a ona już nie miała siły. Nigdy jej się to nie zdarzało, zawsze była bardzo chętna do nauki, ale nie tym razem.
Spakowała do torby najważniejsze rzeczy i wyszła, nie czekając na Malfoy’a, który kazał jej nie wychodzić dopóki po nią nie przyjdzie. Mimo tego, że jego towarzystwo przestało jej tak bardzo przeszkadzać, to nadal nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a teraz, gdy jeszcze miał jej pilnować, czuła się przy nim wręcz dziecinnie. Wiedziała, że on jej nienawidzi i postanowiła, że ograniczy jego zadania powierzone mu przez Snape’a do minimum, poprzez pozwolenie mu jedynie na pomoc przy szukaniu książek z informacjami. Nie musi jej pilnować, a tym bardziej wprowadzać jej do grupy zaprzyjaźnionych z nim Ślizgonów. Tak już postanowiła i tak ma zostać, a poinformuje go o tym podczas wspólnego szlabanu.
Gdy wyszła z Pokoju Wspólnego do lochów, z rozmyślań wytrąciły ją tak bardzo znajome jej głosy. Odwróciła się w stronę skąd dochodziły i ujrzała dwóch Gryfonów i jednego Puchona. Ginny, Harry i Ron. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Hermiona! O co chodzi w tym wszystkim?
- W tym wszystkim to znaczy?
- Ty i Slytherin? Jak to w ogóle możliwe?!
- O co chodzi z Malfoy’em? Mam na myśli dzisiejsze śniadanie!
- Ja nie mogę w to uwierzyć! Przez 5 lat byliśmy w jednym domu, a teraz będziesz z tymi oślizgłymi gadami?!
- Stop! Czy może mówić tylko jedna osoba?! – dziewczyna zatrzymała się i w końcu musiała podnieść ton głosu, bo jej przyjaciele tak ją przekrzykiwali, że nie mogła nawet dojść do słowa. Dopiero gdy się uspokoili, ruszyła w stronę sali od eliksirów. – Dziękuję…
- To może zacznij od tego, co wiesz…
- Tak naprawdę, to nic nie wiem… Jeszcze… Rozmawiałam ze Snapem, według niego nikt nie zaczarował Tiary, a jej przydział zależy tylko ode mnie i tego, jak bardzo się zmieniłam… Ale w sumie ja to podejrzewałam i miałam tego świadomość. Nic wam nie mówiłam, bo nie byłam pewna tego, no ale widzicie jak wyszło… Jestem nową, chodzącą sensacją Hogwartu…
- Snape mówił ci coś jeszcze?
- W sumie to tak, zlecił mi jakieś dziwne zadanie i…
- Dziwne to znaczy jakie?
- Nie mamy teraz czasu na to, żeby rozmawiać na ten temat. Ja z resztą teraz też nie będę mieć czasu na cokolwiek, więc jeśli nie dowiecie się o tym ode mnie, to pewnie od Zakonu.
- Dobra, a o co chodzi z Malfoy’em?
- O to, że jestem teraz jej ochroniarzem i mam pilnować przed takimi jak wy – nie wiadomo skąd pojawił się tuż obok z cwanym uśmiechem na ustach, który towarzyszył mu dzisiaj od samego rana.
- Bardzo śmieszne, Malfoy. Może pójdziesz sprawdzić czy nie ma cię w klasie Slughorna?
- A ty może powiesz swoim przyjaciołom, z kim się spotykasz w Gey Clubie, Potter? – uśmiech wciąż nie znikał z jego twarzy.
-Harry… czy to prawda?! – krzyknął Ron.
- Ja, ja…
- Może ci pomogę, Bliznowaty? Anthony Goldstein, mówi ci to coś? – wszystkie oczy skierowane były na czarnowłosego chłopaka, który ze wstydu poczerwieniał na twarzy.
- Malfoy, przestań! – krzyknęła na niego zdenerwowana Ślizgonka.
- Podziękujecie mi innym razem za odrobinę prawdy o koledze. A teraz chodź Granger, za chwilę się spóźnimy na eliksiry.
- Harry, idziesz z nami? – nieśmiało zapytała brązowowłosa.
- Nami, Hermiono? Nami? Masz na myśli siebie i tą tlenioną fretkę? Wiesz co, zauważyłem, że się zmieniłaś, ale nie sądziłem, że aż tak. Chyba odpuszczę sobie dzisiaj lekcje. Do zobaczenia kiedyś… - mówiąc to, skierował się w stronę wyjścia z lochów, a zaraz za nim pobiegła pozostała dwójka przyjaciół z przepraszającymi, ale także zawiedzionymi wyrazami twarzy. Dziewczyna stała na środku korytarza jeszcze przez chwilę, następnie spojrzała na uśmiechniętego blondyna, podeszła do niego i uderzyła go w policzek, który natychmiast zaczął pulsować i przybierać barwę purpury. Chłopak nawet się nie bronił, wiedział że zasłużył na to.
- Myślałam, że wydoroślałeś, Malfoy i będziemy mogli się dogadać. Najwyraźniej się myliłam.
Dziewczyna ominęła go i szybkim krokiem skierowała się do sali od eliksirów. Ani razu się nie odwróciła za siebie i nie ujrzała miny pełnej niedowierzania i smutku. W głębi serca liczyła na to, że chłopak szybko do niej podbiegnie, zatrzyma ją i przeprosi, ale nic takiego się nie wydarzyło.