niedziela, 18 grudnia 2016

Rozdział IV: Słabość

Przyznam, że odrobinę się zawiodłam :( Myślałam, że poprzedni rozdział nie wyszedł mi aż tak źle, ale chyba się myliłam, skoro nie było żadnego komentarza.
Mam w takim razie nadzieję, że może tym podratuję odrobinę opowiadanie i choć trochę przypadnie Wam do gustu.

Buziaczki :*
Werv Avis

~*~

-Dlaczego, Granger?
Spojrzała na niego pytająco. Jego mina była surowa, a wzrok chłodny i przyprawiający o dreszcze strachu i niepokoju. Zatrzymał się i nie zamierzał iść dalej, dopóki nie uzyska odpowiedzi. Stanęła przed nim w bezpiecznej odległości i uniosła głowę do góry, aby móc zagłębić się w jego szarych oczach. Chciała mu pokazać, że się go nie boi, a stanowcze spojrzenie, jakim go obdarzyła, miało odzwierciedlać jej odwagę.
-Dlaczego co, Malfoy?
-Nie udawaj głupiej. Dlaczego wybrałaś mnie?! Po to, żeby mi do reszty zniszczyć życie?! Żeby pokazać innym jaką jesteś cwaną i wyszczekaną szlamą, która może mieć wszystko?! Żeby wszyscy ci zazdrościli tego, że będę musiał latać za tobą jak cień?! Zrozum coś, Granger… Nie licz na to, że będę na twoje każde skinienie głowy. Dla mnie jesteś nikim, po prostu nie istniejesz..
-Zdążyłam zrozumieć! Pragnę ci tylko powiedzieć, że musiałam cię wybrać, bo wybacz, ale nie myślę tylko o sobie tak jak ty, a przyjaciele są dla mnie najważniejsi, więc wolałam nie wybierać nowego chłopaka Ginny, tylko ciebie, znienawidzonego dupka! I dla twojej wiedzy, chciałam się z tobą dogadać, żebyś nie musiał mnie pilnować, ani nigdzie za mną latać, bo uwierz, mi też nie jest na rękę posiadanie przygłupawego cienia, ciągle będącego za tobą! Nienawidzę cię tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, aby cię nigdy nie poznać, ale cóż, czasu nie zmienię, do jasnej cholery!
-Och, zamknij się Granger, nie mogę już cię słuchać. Każda chwila z tobą jest chwilą straconą, więc przesuń się, bo chciałbym, aby moja czysta krew nie musiała się pobrudzić taką szlamą, jaką jesteś ty…
Chłopak spojrzał na nią z pogardą i omijając ją, pociągnął dziewczynę z bara. Hermiona zachwiała się i z gracją upadła na zimną, kamienną podłogę. Gdy blondyn się jedynie zaśmiał z zaistniałej sytuacji, Ślizgonka w swoim wzroku miała jedynie chęć zemsty.
-Petrificus tota…
-Expelliarmus! – złapał w powietrzu jej różdżkę i szybko do niej podbiegł. Przygniótł dziewczynę do ściany w sposób, że nie mogła się uwolnić. – Tylko na to cię stać, Granger? – przyłożył jej różdżkę do krtani i jedynie ją obserwował. W brązowych oczach dostrzegł lęk, a przytrzymując ją, poczuł przyspieszony puls. Delikatnie zluzował ucisk i odsunął różdżkę od jej szyi. Nagle wraz ze słowami starszego mężczyzny, blondyn odskoczył od niej jak oparzony.
-Na rany Salazara! Granger, Malfoy, zostawić was samych i już skaczecie sobie do gardeł?! Obydwoje szlaban, jutro, w moim gabinecie, godzina 20!
-Nie zamierzam z nim być w jednym pomieszczeniu!
-Będziesz musiała się przyzwyczaić, od dzisiaj będziecie spędzać więcej czasu razem. A teraz marsz do dormitoriów! Nie chcę was już dzisiaj widzieć!
Nim się obejrzała, na korytarzu została sama, zapalone pochodnie oświetlały jej drogę, ale ona nie ruszała się z miejsca. Stała w tym samym miejscu, co przed momentem, gdy mężczyźni znikali z jej pola widzenia. Nie mogła uwierzyć w to, co miało miejsce jeszcze chwilę temu. Zastanawiała się nad tym, jak można mieć w sobie aż tyle nienawiści, co ten Ślizgon. Mimowolnie po jej policzku spłynęła samotna łza, którą szybko otarła rękawem szaty i ruszyła w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego jej nowego domu.
Jesteś silna, Hermiono. Poradzisz sobie.

~*~

Chłopak biegł przez puste korytarze, aż do kamiennej ściany. Bąknął jedynie Czysta krew, a przejście się natychmiastowo otworzyło. Pomieszczenie i jego wystrój nic się nie zmieniły, wszędzie panowały różne odcienie zieleni i srebra, a wszystko przypominało mu o wcześniejszych, beztroskich latach, które tu spędził. Wewnątrz nikogo nie było, a on nawet nie miał ochoty na towarzystwo, dlatego udał się do swojego dormitorium, które było nieco oddalone od pokoi pozostałych uczniów. Jego uwagę przykuły drzwi znajdujące się naprzeciw jego. Było to Jej dormitorium. Od razu powrócił mu obraz minionej kłótni i lęku w jej oczach. Bała się go, a on musiał to przyznać, nic innego nie mógł zrobić. Słowa dziewczyny ciągle pobrzmiewały w jego głowie. Nienawidzę cię tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, aby cię nigdy nie poznać… Mimo wszelkich swoich przekonań, zabolało go to. Wiedział, że zasłużył na jej nienawiść, ale w głębi serca zawsze liczył na to, że ona tak naprawdę po prostu go nie lubi. Nigdy mu nie powiedziała prosto w twarz, że jest przez nią znienawidzony, a dzisiaj wreszcie wydusiła to z siebie i wykrzyknęła.
Dłuższą chwilę stał i patrzył w drzwi prowadzące do jej sypialni, gdy nagle usłyszał kroki dochodzące z Pokoju Wspólnego. Szybko wszedł do swojego pokoju i zostawił delikatnie uchylone drzwi, aby móc zobaczyć kto idzie. Zobaczył brunetkę, która pewnym krokiem zmierzała w jego stronę. Już myślał, że został dostrzeżony, gdy dziewczyna nawet nie patrząc w jego stronę, nacisnęła klamkę i zniknęła za drzwiami swojego dormitorium. Mimo, że ta chwila trwała bardzo krótko, chłopak zdążył zauważyć pojedyncze łzy spływające po jej policzkach. Usiadł na łóżku, lekko się pochylił, opierając łokcie na swoich kolanach i pogrążył się w rozmyślaniach. Salazarze, jakim ja jestem kretynem… Co ona mi takiego zrobiła…? Gdyby się nie zaprzyjaźniła z Potterem jej życie byłoby o wiele łatwiejsze. Ojciec by mnie nie zmuszał do tyrania jej, a te piękne brązowe oczy nie wypłakałyby ani jednej łzy z mojego powodu… Pieprzona duma Malfoy’ów i patologiczne podejście do czystości krwi… Merlinie, dlaczego ja…
Z zamyślenia wyrwał go huk otwieranych drzwi i czarnoskóry mężczyzna, który momentalnie rzucił się na jego łóżko z butelką alkoholu w ręce.
- No i jak tam Dracze? Co ci takiego Sevuś nasz kochany powiedział? Aaaa i jak tam z naszą nową Ślizgońską koleżaneczką? Opowiadaj Dracuniuniuniuniu – wesoło rzucił chłopak, zaczynając odkręcać porządnie zamknięty trunek.
- Blaise, wyjdź stąd… - cicho odparł blondyn nawet nie spoglądając na przyjaciela.
- Smoku, kochanie ty moje. W takim razie najpierw się napijemy, a później porozmawiamy. Spójrz co mam! Jedna z pierwszych i najstarszych edycji, Ognista prosto od Ogdena! Wczoraj wykradłem z barku staruszka, więc możemy dzisi…
- Zabini! Głuchy jesteś?! Do jasnej cholery, wyjdź stąd! Nie mam siły ani ochoty na twoje pijackie towarzystwo! Daj mi po prostu święty spokój… - blondyn zerwał się z łóżka i szeroko otworzył drzwi prowadzące na zimny korytarz. Ciemnoskóry wstał w milczeniu i powoli podszedł w kierunku przyjaciela. Gdy miał już wychodzić, zatrzymał się na chwilę przy chłopaku, dotknął jego ramienia i powiedział:
- Masz moje wsparcie, Malfoy. Wiesz gdzie mnie szukać…
Blaise zniknął za drzwiami, które zaraz po jego wyjściu trzasnęły z głośnym hukiem. Blondyn jedynie się o nie oparł, stał tak przez moment, lecz po chwili po prostu się osunął, rzucił zaklęcie wyciszające na swój pokój i zaczął płakać jak jeszcze nigdy, nie wiedząc, że dziewczyna w pokoju obok robi dokładnie to samo.

~*~

Obudziła się pod zieloną, satynową pościelą na wielkim i miękkim łożu. Nie pamiętała jak się tam znalazła, ostatnim widokiem, który zapadł w jej pamięci, to wielkie walizki znajdujące się naprzeciw wejścia, rozmyte łzami dziewczyny siedzącej na zimnej posadzce przy drzwiach.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła już siódma rano, więc dziewczyna powoli wstała i udała się do prywatnej łazienki. Gdy spojrzała w lustro, lekko się przestraszyła swojego odbicia. Miała potargane włosy, a każdy z nich był ułożony w inną stronę, napuchnięte powieki i czerwone oczy od płaczu. No pięknie, Hermiono. Nie sądziłam, że okażesz się taka słaba. Nie chcąc dalej oglądać swojego odbicia, uciekła pod szybki prysznic, a wychodząc z niego, przywołała różdżką do siebie ubrania i kosmetyki potrzebne do makijażu. Szybko wysuszyła włosy i gdy była gotowa, weszła z powrotem do swojego pokoju. Dopiero teraz mogła się przyglądnąć temu, jak ono wygląda. Mimo tego, że dom Slytherinu znajdował się w lochach, to przez wielkie okna przedzierało się naturalne światło, a po drugiej stronie szyby było jezioro. Zaciekawiło ją to rozwiązanie, bo myślała, że jej pokój to będą cztery ściany i meble, nie spodziewała się żadnego naturalnego światła, które przedzierało się przez wodę i dawało zieloną smugę jasności. Swój wzrok przeniosła na wielkie, czarne łoże ze srebrnymi rzeźbionymi wężami na kolumnach i wezgłowiu, a następnie na hebanowe biurko do kompletu. Dalej podążyła swoim spojrzeniem na wielką zieloną kanapę i stolik, usytuowane naprzeciw ogromnego rzeźbionego kominka. Wtedy ujrzała drzwi, trzecie w tym pomieszczeniu i zdała sobie sprawę, że jeszcze nie przekroczyła ich progu. Podeszła do nich, nacisnęła klamkę, ale one ani drgnęły. Spróbowała jeszcze raz i znowu to samo. Wtedy pomyślała, że mogą reagować na słowa i wypowiedziała: Otwórzcie się. Serce jej zamarło, ale nie z powodu, że w zawiasach coś trzasnęło, a przed nią ukazała się przestronna, srebrna garderoba, lecz dlatego, że jej słowa nie brzmiały jak jej, tylko jak syk węża. Chwilę stała w osłupieniu i wpatrywała się przed siebie, w głąb nowo otwartego pomieszczenia. Po jakimś czasie weszła do niego z dużą dozą niepewności i przy pomocy czarów rozpakowała swoje ubrania. Ciągle zszokowana, weszła z powrotem do pokoju, gdzie stwierdziła, że musiało jej się to wydawać i spojrzała jeszcze raz na swoje dormitorium. Cóż… Slytherin rzeczywiście ma klasę… Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi. Nie wiedziała kto to może być, bo przecież kto ze Ślizgonów chciałby się z nią spotkać? Postanowiła nie otwierać, ale gdy pukanie znowu rozniosło się po pomieszczeniu, niepewnie podeszła do drzwi i je otworzyła. Pierwsze co zobaczyła to potargana blond czupryna.
- Czego chcesz, Malfoy?
- Dzień dobry, też cię miło widzieć – delikatnie się uśmiechnął do dziewczyny.
- Czego chcesz, Malfoy? – powtórzyła ostro, a jemu wydawało się, że gdyby wzrok mógł zabijać, to leżałby przed nią martwy.
- Ehhhh… Gotowa na śniadanie?
- Tak, ale idę sama. Nie będziesz za mną latał jak cień – mówiąc to, wyszła z pokoju, zamknęła drzwi i minęła zdezorientowanego blondyna. Chłopak delikatnie chwycił za nadgarstek dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. – Co, Malfoy? Znowu będziesz próbował przebić mi krtań różdżką? No dalej, przecież dla ciebie jestem nikim.
- Granger, ja… Nie wiem jak to powiedzieć… Po prostu przepraszam…Wybacz mi wczorajszą scenę i zapomnijmy o tym… - dziewczyna spojrzała w jego stalowoszare oczy i ujrzała w nich ból, żal, ale też adrenalinę.
- Przeprosiny przyjęte, ale musisz wiedzieć, że wybaczyć łatwo, trudniej zapomnieć…
- Jestem tego świadomy i nawet nie wiesz jak jest mi przykro…
Mówiąc to, cały czas patrzył w jej brązowe tęczówki. Dziewczyna zakłopotana jego bliskością zaczęła się powoli peszyć, a na jej policzki wtargnął delikatny, różowy rumieniec. Blondyn swoim spojrzeniem lustrował każdą część jej twarzy, po czym zatrzymał wzrok na jej ustach, pociągniętych cienką warstwą szminki w naturalnym kolorze. Pochłonięty myślami, powoli zbliżył się do niej i z wielką niepewnością, czule ją pocałował, a ona, nie wiedząc co robić, oddała jego pocałunek. Chwila ta nie trwała długo, bo brunetka bardzo szybko otrzeźwiała i odepchnęła od siebie chłopaka.
- Malfoy! Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że w ten sposób zapomnę?!
- Ale przyznaj, podobało ci się – odparł z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
- Wcale, że nie! – krzyknęła dziewczyna różowiejąc na twarzy jeszcze bardziej.
- Nie? To czemu odwzajemniłaś? Przede mną nic nie ukryjesz, Granger.
- Nie znoszę cię! Idę na śniadanie! Sama!
Brunetka odwróciła się na pięcie i szybko udała się w stronę Pokoju Wspólnego, pewnie siebie kołysząc biodrami. On chwilę stał, spoglądać na nią utęsknionym wzrokiem i delikatnie uśmiechając się do samego siebie, lecz kilka sekund później znalazł się obok dziewczyny.
- Co tu robisz? – zapytała z wyraźnym zdenerwowaniem.
- Idę na śniadanie – zawadiacki uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Merlinie, jaki ty jesteś arogancki.
- W sumie to nazywam się Malfoy, ale niech ci będzie, Merlin też do mnie pasuje.
- Do jasnej cholery! Zostaw mnie w spokoju!
- Nie mogę, zapomniałaś już o tym co mówił Snape?
- Cóż, wczoraj miałeś do tego zupełne inne podejście. Co się zmieniło?
- Przemyślałem parę rzeczy i stwierdziłem, że nie warto robić sobie wrogów wśród Ślizgonów. Tak nawiasem mówiąc, to uważam, że o wiele lepiej ci w tym zielonym krawaciku, Gran…
- Czego chcesz?
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Czego chcesz? Nie przymilałbyś się do mnie, gdybyś niczego nie chciał, także o co chodzi?
- Chcę żebyś nikomu nie powiedziała o tym, co się stało przy naszych pokojach, proszę – dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na blondyna. Uśmiech z jego twarzy zniknął i zastąpiła ją niezwykła powaga.
- No kto by pomyślał, że Draco Malfoy będzie mnie kiedykolwiek o coś prosić… Co z tego będę mieć?
- W sumie to dużo mogę ci zaoferować… Zaczynając od randki w niezwykle wygórowanym towarzystwie, kończąc na nie mówieniu nikomu w Hogwarcie o tym, jaka jesteś silna, płacząc pierwszego dnia pod drzwiami – na jego twarzy z powrotem pojawił się uśmiech, tym razem był on cwany, natomiast brązowowłosa spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.
- Skąd to wiesz?!
- Granger, mam pokój obok ciebie, a ty nie rzuciłaś żadnego wyciszającego zaklęcia. Naprawdę myślałaś, że tego nie będzie słychać?
- Może to nie byłam ja!
- Granger, kogo próbujesz oszukać: mnie czy samą siebie? Jak myślisz, jak to możliwe, że obudziłaś się na własnym łóżku, a nie na podłodze pod drzwiami?
- Byłeś u mnie w pokoju?! Jak śmiałeś, ty bezczelna gadzino! Ty, ty…
- Dziewczyno, uspokój się! Przecież nic ci nie zrobiłem! Usłyszałem, że przestałaś ryczeć jak dziecko, więc poszedłem do ciebie, bo chciałem cię przeprosić. Pukałem, a ty nie otwierałaś, więc otworzyłem drzwi, a ty leżałaś na podłodze. Nie jestem aż taki bezduszny, więc wziąłem cię na ręce i zaniosłem do łóżka. Tyle! Oczywiście chcę zrobić coś dobrze, ale i tak wychodzi źle, no bo jakżeby inaczej? Następnym razem zapamiętam, żeby cię tam zostawić, nie ma sprawy, Granger – chłopak odwrócił się od dziewczyny i skierował w stronę Wielkiej Sali, do której wejście znajdowało kilka kroków dalej. Dziewczyna dalej stała w niemym szoku, lecz gdy zobaczyła, że blondyn za chwilę skręci i zniknie z jej pola widzenia, zawołała za nim.
- Malfoy! – chłopak na chwilę przystanął, nie spoglądając w jej kierunku, po czym odwrócił się do niej i spojrzał na nią troskliwie. – Dziękuję… - blondyn uśmiechnął się delikatnie, ale szczerze, skinął głową na znak, że nie ma za co dziękować i odszedł w kierunku swojego miejsca przy stole Slytherinu.
Dziewczyna stanęła w wejściu do Wielkiej Sali , a spojrzenia wszystkich były utkwione w niej samej. Niektórzy przyglądali się jej z zaciekawieniem, inni z lękiem czy pogardą. Świetnie, powtórka z wczorajszej rozrywki. Pewna siebie ruszyła w stronę stołu należącego do jej nowego domu, lecz przechodząc obok Gryfonów, brunetka poczuła, że dostaje czymś w twarz, jak się okazało, był to tost posmarowany dżemem, którym rzuciła w nią Lavender Brown. Ślizgonka spojrzała w jej stronę ze znaczną pogardą i rozdrażnieniem, aczkolwiek postanowiła nie robić żadnej sceny. Wystarczyło jej to, że większość obecnych na śniadaniu ją teraz obserwuje, nie potrzebowała większej publiczności. Gdy z powrotem się odwróciła z zamiarem ponownego skierowania się do stołu, usłyszała za sobą szept Lavender:
- Może i  Granger jest sprytna, ale szlama pozostanie szlamą mimo wszystko. Nie wiem jak to możliwe, że została Ślizgonką – wtedy dziewczyna już nie wytrzymała.
- Wiesz co, Brown. Masz rację. Jestem Hermiona Granger, jestem szlamą i jestem w Slytherinie. Coś jeszcze masz do powiedzenia? Bo jak nie, to chciałabym wreszcie udać się na swoje miejsce i zjeść w spokoju śniadanie bez wszystkich oczu wgapionych centralnie we mnie! I najlepiej się napatrz na mnie w tym ślizgońskim mundurku i przyzwyczaj do tego, kim jestem i do jakiego domu należę! I tyczy się to was wszystkich! – dziewczyna rozglądnęła się po Wielkiej Sali i ludziach w nią wpatrzonych, dostrzegła smutne miny swoich przyjaciół, nauczycieli. Nagle spostrzegła wściekłego chłopaka o blond czuprynie zbliżającego się do niej.
- Koniec przedstawienia! A jak ktoś ma jeszcze jakiś problem do Granger, to ma też do mnie, więc możecie śmiało ustawić się w kolejce przy stole Ślizgonów! – chwycił jej ramię i pociągnął ją w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą siedział.
- Malfoy, ja usiądę gdzieś indziej, nie będę wam przeszkadzać…
- Dzień dobry, Mionka! Siadaj z nami, będzie sympatycznie! Wreszcie znalazł się ktoś do przeprowadzenia rozmowy na jakimś wyższym poziomie! – słysząc słowa brunetki, Blaise postanowił wkroczyć do akcji, śmiejąc się przy tym wesoło i ignorując wściekłe spojrzenie swojego przyjaciela i Pansy Parkinson.
- Witaj, Hermiono. Blaise ma rację, zostań tutaj z nami. Możesz usiąść koło mnie, jak tylko chcesz, oczywiście – odparł Teodor Nott, uśmiechając się i po części zalecając do nowej Ślizgonki.
- Nie, naprawdę. Pójdę tam, gdzie wcz…
- Granger, zamknij się i siadaj tutaj – szybko przerwał jej blondyn, przesuwając się i robiąc dziewczynie miejsce na skraju ławki, obok siebie. Salazarze, ześlij mi siły do tego babska. Już wolę, żeby siedziała obok mnie, niż koło tego cholernego Notta, który pewnie już ją rozebrał w myślach. Dziewczyna go posłuchała i usiadła obok, zachowując między nimi dosyć spory odstęp. Na swój talerz nałożyła jajecznicę, a gdy podniosła głowę, dostrzegła wściekły wzrok Parkinson na sobie. Dziewczyna nawet nie wstydziła się tego, że siedzi wpatrzona w brunetkę i za pomocą swoich nieistniejących mocy telekinetycznych próbuje ją zmiażdżyć, zniszczyć, a przynajmniej sprawić żeby zniknęła.
- Coś nie tak, Parkinson? Chcesz się może zamienić miejscami?
- Nie waż się do mnie odzywać, ty mała, śmierdząca szlamo! – krzyknęła na cały głos, do tego stopnia, że niektórzy z sąsiednich stołów z powrotem skierowali wzrok na całą grupkę.
- Parkinson, uspokój się. Jak ci coś przeszkadza, to tam są drzwi, a ty masz drogę wolną.
- Draco!
- Mówię jak jest. Albo się zamkniesz i przestaniesz na nią patrzeć, jakbyś miała ją zamordować albo po dobroci odejdziesz od tego stołu – dziewczyna spojrzała na blondyna, później na nią wzrokiem pełnym nienawiści, wstała i wściekła wyszła z Wielkiej Sali.
- No i jeden problem mniej – westchnął Zabini.
Gdy pozostała czwórka jadła śniadanie, opiekun ich domu zaczął rozdawać swoim podopiecznym plany zajęć. Podchodząc do nich powiedział jedynie:
- Granger, Malfoy. Wiecie co macie robić w wolnym czasie. Ponadto mam nadzieję, że pamiętacie o dzisiejszym szlabanie – mężczyzna nie czekając na żadną odpowiedź od razu skierował się do wyjścia i po chwili zniknął z ich punktu widzenia.
- Czy ja dobrze słyszałem, że wy już drugiego dnia w szkole macie szlaban? Muszę przyznać, że się postaraliście – zaczął się śmiać ciemnoskóry chłopak.
- Zamknij się, Diable i lepiej zacznij szykować na eliksiry ze Slughornem…

~*~

Zaraz po śniadaniu udała się do swojego dormitorium, żeby zabrać rzeczy potrzebne na dwie godziny eliksirów. Gdy znajdowała się w swoim pokoju, usiadła na łóżku i zastanawiała się nad tym, co ma dalej robić. Rok szkolny dopiero się zaczynał, a ona już nie miała siły. Nigdy jej się to nie zdarzało, zawsze była bardzo chętna do nauki, ale nie tym razem.
Spakowała do torby najważniejsze rzeczy i wyszła, nie czekając na Malfoy’a, który kazał jej nie wychodzić dopóki po nią nie przyjdzie. Mimo tego, że jego towarzystwo przestało jej tak bardzo przeszkadzać, to nadal nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a teraz, gdy jeszcze miał jej pilnować, czuła się przy nim wręcz dziecinnie. Wiedziała, że on jej nienawidzi i postanowiła, że ograniczy jego zadania powierzone mu przez Snape’a do minimum, poprzez pozwolenie mu jedynie na pomoc przy szukaniu książek z informacjami. Nie musi jej pilnować, a tym bardziej wprowadzać jej do grupy zaprzyjaźnionych z nim Ślizgonów. Tak już postanowiła i tak ma zostać, a poinformuje go o tym podczas wspólnego szlabanu.
Gdy wyszła z Pokoju Wspólnego do lochów, z rozmyślań wytrąciły ją tak bardzo znajome jej głosy. Odwróciła się w stronę skąd dochodziły i ujrzała dwóch Gryfonów i jednego Puchona. Ginny, Harry i Ron. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Hermiona! O co chodzi w tym wszystkim?
- W tym wszystkim to znaczy?
- Ty i Slytherin? Jak to w ogóle możliwe?!
- O co chodzi z Malfoy’em? Mam na myśli dzisiejsze śniadanie!
- Ja nie mogę w to uwierzyć! Przez 5 lat byliśmy w jednym domu, a teraz będziesz z tymi oślizgłymi gadami?!
- Stop! Czy może mówić tylko jedna osoba?! – dziewczyna zatrzymała się i w końcu musiała podnieść ton głosu, bo jej przyjaciele tak ją przekrzykiwali, że nie mogła nawet dojść do słowa. Dopiero gdy się uspokoili, ruszyła w stronę sali od eliksirów. – Dziękuję…
- To może zacznij od tego, co wiesz…
- Tak naprawdę, to nic nie wiem… Jeszcze… Rozmawiałam ze Snapem, według niego nikt nie zaczarował Tiary, a jej przydział zależy tylko ode mnie i tego, jak bardzo się zmieniłam… Ale w sumie ja to podejrzewałam i miałam tego świadomość. Nic wam nie mówiłam, bo nie byłam pewna tego, no ale widzicie jak wyszło… Jestem nową, chodzącą sensacją Hogwartu…
- Snape mówił ci coś jeszcze?
- W sumie to tak, zlecił mi jakieś dziwne zadanie i…
- Dziwne to znaczy jakie?
- Nie mamy teraz czasu na to, żeby rozmawiać na ten temat. Ja z resztą teraz też nie będę mieć czasu na cokolwiek, więc jeśli nie dowiecie się o tym ode mnie, to pewnie od Zakonu.
- Dobra, a o co chodzi z Malfoy’em?
- O to, że jestem teraz jej ochroniarzem i mam pilnować przed takimi jak wy – nie wiadomo skąd pojawił się tuż obok z cwanym uśmiechem na ustach, który towarzyszył mu dzisiaj od samego rana.
- Bardzo śmieszne, Malfoy. Może pójdziesz sprawdzić czy nie ma cię w klasie Slughorna?
- A ty może powiesz swoim przyjaciołom, z kim się spotykasz w Gey Clubie, Potter? – uśmiech wciąż nie znikał z jego twarzy.
-Harry… czy to prawda?! – krzyknął Ron.
- Ja, ja…
- Może ci pomogę, Bliznowaty? Anthony Goldstein, mówi ci to coś? – wszystkie oczy skierowane były na czarnowłosego chłopaka, który ze wstydu poczerwieniał na twarzy.
- Malfoy, przestań! – krzyknęła na niego zdenerwowana Ślizgonka.
- Podziękujecie mi innym razem za odrobinę prawdy o koledze. A teraz chodź Granger, za chwilę się spóźnimy na eliksiry.
- Harry, idziesz z nami? – nieśmiało zapytała brązowowłosa.
- Nami, Hermiono? Nami? Masz na myśli siebie i tą tlenioną fretkę? Wiesz co, zauważyłem, że się zmieniłaś, ale nie sądziłem, że aż tak. Chyba odpuszczę sobie dzisiaj lekcje. Do zobaczenia kiedyś… - mówiąc to, skierował się w stronę wyjścia z lochów, a zaraz za nim pobiegła pozostała dwójka przyjaciół z przepraszającymi, ale także zawiedzionymi wyrazami twarzy. Dziewczyna stała na środku korytarza jeszcze przez chwilę, następnie spojrzała na uśmiechniętego blondyna, podeszła do niego i uderzyła go w policzek, który natychmiast zaczął pulsować i przybierać barwę purpury. Chłopak nawet się nie bronił, wiedział że zasłużył na to.
- Myślałam, że wydoroślałeś, Malfoy i będziemy mogli się dogadać. Najwyraźniej się myliłam.
Dziewczyna ominęła go i szybkim krokiem skierowała się do sali od eliksirów. Ani razu się nie odwróciła za siebie i nie ujrzała miny pełnej niedowierzania i smutku. W głębi serca liczyła na to, że chłopak szybko do niej podbiegnie, zatrzyma ją i przeprosi, ale nic takiego się nie wydarzyło.
 

niedziela, 4 grudnia 2016

Rozdział III: Cisza przed burzą


Dobry wieczór, Kochani!
Nowy rozdział. Mam nadzieję, że choć odrobinę przypadnie Wam du gustu i pozostawicie po sobie jakikolwiek komentarz! :D
Muszę też wspomnieć, że odrobinę zmieniłam zasady panujące w Hogwarcie, a konkretniej przydział do domów, który następuje co roku!
A teraz zapraszam do czytania :)

Buziaczki,
Werv Avis


~*~


            Cały poranek minął bardzo szybko i nie było czasu no dopakowywanie czegokolwiek. Hermiona z Ginny ubrały się w pośpiechu i wyszły gotowe przed dom, gdzie pan Weasley przy pomocy Rona i Harry’ego pakował wszystkie kufry do samochodu. Dziewczyny usiadły na huśtawce przed domem i czekały, aż wszyscy będą gotowi do wyjazdu.
- Chcę z nim dzisiaj zerwać.
- Jak to dzisiaj? Dopiero mówiłaś, że chcesz najpierw wszystko sobie poukładać.
- Wiem, ale Blaise mi wczoraj coś powiedział.
- Powiedział?
- No bo… Ja się z nim spotkałam w sklepie do quidditcha i pytał czy zerwałam, a gdy zaprzeczyłam dał mi wystarczające powody dla których powinnam to zrobić… - dziewczyna się bardzo zmieszała, widać było, że toczyła wewnętrzną walkę dotyczącą tego, czy powinna się zwierzyć ze wszystkiego przyjaciółce.
- Chcesz mi o tym powiedzieć? Bo jak nie jesteś goto…
- Harry jest gejem…
- No chyba sobie żartujesz!
- Nie, nie pytaj skąd Blaise wie, to nie jest ważne. Chodzi o to, że nasz związek był tylko przykrywką…
- Zamorduję go!
- Poradzę sobie sama, nie martw się. Załatwię to jak najszybciej i zacznę się oficjalnie spotykać z Zabinim.
- No widzę, że same korzyści – dziewczyny zaśmiały się. – Czekaj, czy ten chłopak jest z Hogwartu?
- Tak. Na pewno nie zgadniesz kto to!
- Szósty rok?
- Taaaak.
- Anthony Goldstein.
- Skąd wiedziałaś?!
Nagle doszedł je krzyk pani Weasley:
- Kochani! Wszyscy do samochodu! Za chwilę będziemy spóźnieni! Na brodę Merlina, gdzie jest moja różdżka? Czy my nie możemy choć raz wyjechać w spokoju, godzinę wcześniej, żeby być przed czasem? Co roku to samo! Szybciutko, dzieciaki! Mamy mało czasu!
Dziewczyny tylko spojrzały na siebie i się uśmiechnęły. Gdy już wszyscy wsiedli do samochodu, odlecieli w kierunku dworca King’s Cross.

~*~

            Nim się obejrzeli, byli już na peronie 9 i ¾, który jak zwykle był wypełniony po brzegi. Przeciskając się przez tłum wpadali na znajomych i ich rodziców. Gdy już znaleźli się w pociągu, do odjazdu zostały niecałe dwie minuty. Dziewczyny wychyliły się przez okno i dostrzegły dwóch Ślizgonów szybko zmierzających w stronę wejścia. Jeden z nich jak zobaczył rudowłosą dziewczynę, rozpromienił się, żwawo jej pomachał i dał znak, że zobaczą się później, natomiast drugi, blondyn, skierował swój wzrok na brunetkę, a następnie szybko go odwrócił. Sama nie wiedziała, co jego spojrzenie oznaczało, może była to złość, pogarda, a może smutek. Dziewczyna nie mogła nic wywnioskować i usiadła z powrotem na swoim miejscu, po czym pogrążyła się w myśleniu. W momencie, kiedy wagony ruszyły, Ginny poprosiła Harry’ego o rozmowę, więc w tym celu udali się na korytarz. Hermiona została w przedziale sama z Ronem, który nie wiedział jak zagadać, ale po pełnej niezręczności ciszy odważył się zrobić pierwszy krok.
- Hermiono, chciałem porozmawiać…
- O czym?
- Raczej o kim… O nas… Słuchaj, ja nie panuję nad sytuacją… Po prostu się w tobie zakochałem i nic na to nie poradzę. Dlatego chciałem się ciebie zapytać czy dasz mi szansę, a właściwie to czy dasz szansę nam? Jako parze?
- Ron, już ci mówiłam, że nic do ciebie nie czuję.
- Rozumiem – odparł w smutku, opuszczając głowę. Mimo niechęci jaką ostatnio żywiła do rudzielca, jego widok sprawił jej odrobinę przykrości.
- Ale to nie znaczy, że nie możemy się przyjaźnić… Jesteś dla mnie jak brat i to się raczej nie zmieni. Ostatnio się od siebie dosyć oddaliliśmy, co nie powinno się zdarzyć. Harry nas potrzebuje w zwalczeniu Voldemorta, więc musimy go wspierać, tworząc całość, a nie grupki.
- Przepraszam, Miona… Za wszystko…
- Już w porządku, Ron.
Uśmiechnęli się do siebie pokrzepiająco i zapadła między nimi cisza. Po chwili do przedziału weszła lekko zdenerwowana Ginny i cały czerwony ze wstydu Harry. Usiedli na swoich miejscach i próbowali udawać, że wszystko jest w porządku, ale wszyscy obecni już wiedzieli do czego doszło między tą dwójką.
- Ciekawe do jakich domów w tym roku trafimy… - rozpoczęła temat rudowłosa.
- Liczę na to, że Tiara łaskawie przywróci mnie do Gryffindoru, bo żółte mundurki mi się już znudziły…
- Oj, nie przesadzaj Ron… Hufflepuff nie jest aż taki zły…
- Pragnę ci przypomnieć, że to nie ty jesteś w tym momencie czarną owcą w rodzinie!
- Ron, nikt cię nie uważa za czarną owcę!
- Jasne…
I znowu cała czwórka zamilkła.
- Miona, za chwilę się zacznie spotkanie dla prefektów, idziesz? – wtrącił Harry.
Dziewczyna podniosła się z miejsca i wyszła na korytarz razem z przyjacielem. Dłuższą chwilę szli w milczeniu, ale w połowie drogi chłopak odezwał się:
- Nie obwiniam Cię za to, że mi nie powiedziałaś o Syriuszu… Wiem, że gdybyś miała pewność, co do jego śmierci, to byś to zrobiła. Źle postąpiłem, bo to nie była twoja wina, a ja tak po prostu wybuchnąłem na ciebie. Nie powinienem był tego robić…
- Każdy popełnia błędy, Harry. Przykro mi z powodu jego śmierci.
Do ostatniego przedziału ponownie szli w ciszy, ale im to nie przeszkadzało. Hermiona była zajęta rozmyślaniem o rozmowie, która toczyła się wcześniej, o corocznym przydziale do domów. Była przekonana, że miniony rok był jej ostatnim w Gryffindorze, już czuła, gdzie trafi, ale nie chciała tego przyznać, dopóki oficjalnie się o tym nie dowie. Gdy weszli do pomieszczenia, dziewczyna zauważyła, że są już prawie wszyscy, brakowało tylko jednej osoby. Razem ze swoim przyjacielem zajęli miejsce obok Anthony’ego Goldsteina, który radośnie spojrzał na Harry’ego, ten jedynie odwzajemnił uśmiech i lekko się zarumienił. Brunetka się zmieszała, nigdy nie była w takiej sytuacji i wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała porozmawiać o tym z chłopakiem. Z zamyślenia wyrwał ją głos profesor McGonagall, która rozpoczęła spotkanie. Hermionę zdziwiło to, ponieważ nie wszyscy byli obecni, wtedy spojrzała na miejsce obok niej, które do tej pory stało puste. Na krześle siedział wysoki blondyn patrzący na nią swoimi szarymi oczami. Dziewczyna odwróciła wzrok i próbowała się skupić na monologu nauczycielki, ale nie była w stanie. Ciągle miała świadomość, że chłopak, siedzący obok, świdruje ją wzrokiem. Gdy zebranie się oficjalnie zakończyło, dziewczyna natychmiast poderwała się z krzesła i chciała jak najszybciej wyjść z przedziału, ale dobiegł ją głos chłopaka:
- Granger, poczekaj.
- Nie mów mi co mam robić, Malfoy – mimowolnie zatrzymała się i powoli odwróciła w jego stronę. W przedziale zostali sami.
- Jednak posłuchałaś, grzeczna dziewczynka – chłopak uśmiechnął się zawadiacko i zbliżył do niej.
- Ostatni raz tak się do mnie zwróciłeś, tleniona fretko!
- Uspokój się, bo czerwieniejesz z tych emocji. Rozumiem, że jestem tak bardzo przystojny, że nie potrafisz mi się oprzeć, ale do tego przejdziemy już w Hogwarcie. Zrozum, tutaj jest mało klimatycznie.
- Nienawidzę cię!
- Nie przesadzaj, Granger. Dobrze wiesz, że mam rację.
- Zatrzymałeś mnie tylko po to, żeby dyskutować o twoim wygórowanym ego? Jesteś żałosny.
- W sumie to chciałem się z tobą dogadać.
- Dogadać?
- Mam coś dla ciebie – mówiąc to, wyciągnął z plecaka dobrze znaną jej książkę. – Nasza umowa dalej aktualna?
- No kto by pomyślał? Eliksiry dla zaawansowanych. Myślałam, że już jej nie zobaczę – uśmiechnęła się, chwyciła książkę i odwróciła się do niego plecami, po czym skierowała się do wyjścia z przedziału. Wtedy blondyn chwycił ją mocno za ramię i przyciągnął tak, że nie miała jak się wydostać.
- Umowa aktualna?
- Tak – wtedy ją puścił, a ona zdążyła z powrotem udać się do wyjścia, gdzie na chwilę się odwróciła – Nie powiem o tym, że pijany Malfoy dotknął wczoraj szlamy, ale w umowie nie było nic o trzeźwym Malfoy’u.
Dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo i zniknęła z jego oczu. Na skroni Dracona pojawiła się lekko widoczna żyłka, która zaczęła delikatnie pulsować.
- Nie cierpię cię, Granger!

~*~

            Blondyn powoli udał się w stronę swojego przedziału w którym znajdowali się Blaise Zabini, Pansy Parkinson i Teodor Nott. Nie miał ochoty wracać do przyjaciół. Gdyby był tam tylko Diabeł, to nie byłoby problemu, ale nie chciał znowu oglądać ślinienia się Pansy na sam jego widok, a Nott ostatnio grał mu na nerwach samym towarzystwem. Postanowił, że pospaceruje trochę po pociągu i odpocznie od ludzi, których znowu będzie widywał na co dzień. Przechodząc koło każdego przedziału, przyglądał się z wielką obojętnością osobom w nich siedzących. Nagle zatrzymał się, a na jego twarzy pojawiło się zaciekawienie, szare oczy spojrzały prosto na nią. Delikatna twarz, otoczona brązowymi włosami, spiętymi w luźnego koka, oczy tego samego koloru i pełne ciepła, szczupła sylwetka z kobiecymi kształtami oraz ten szeroki uśmiech. Patrząc na nią, widział piękną dziewczynę, której zazdrościł tego szczęścia i beztroski. Malfoy, opamiętaj się. To jest Granger, której nienawidzisz. Z jego rozmyślań wyrwał go przyjaciel:
- Smoczku, a co ty tu robisz? Chyba już minąłeś nasz przedział!
- Próbuję uciec jak najdalej od Parkinson.
- Dlatego stoisz tutaj i obserwujesz Hermionę, tak?
- Przecież nie patrzę na nią. To tylko nic niewarta szlama. Próbuję ogarnąć jak to możliwe, że nie zauważyłem wcześniej, że Potter jest gejem… Przecież teraz to widać na pierwszy rzut oka – oderwał swój wzrok od brunetki i poszedł dalej, a za nim czarnoskóry.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz teraz rozmawiać ze mną o Potterze i jego kochanym Anthonym. Jak tam twoja umowa z Hermioną?
- Nie denerwuj mnie, Diable.
- Nie zgodziła się? Ooo, biedny Dracuś – wypowiadając swoją kwestię zaczął się tak śmiać, że nie mógł się uspokoić jeszcze przez dłuższą chwilę. Blondyn obrzucił go piorunującym spojrzeniem i udał się dalej przed siebie. Po chwili przyjaciel go dogonił dalej się szczerząc.
- Zgodziła się.
- To w czym problem?
- W tym, że jest zaskakująco przebiegła, co jej się wcześniej nie zdarzało pokazywać!
- No widzisz, ludzie się zmieniają, a ty zacząłeś z naprawdę mądrą dziewczyną, która może wszystko wykorzystać przeciwko tobie.
- Dziękuję za pomoc, Zabini, a teraz przestańmy rozmawiać o tej brudnej szlamie, której wręcz nienawidzę.
- Wczoraj mówiłeś coś innego – bąknął pod nosem i się uśmiechnął szyderczo.
- Co powiedziałeś?
- Nic, absolutnie nic.
- Tak właśnie myślałem.

~*~

            Reszta podróży minęła zdecydowanie lepiej niż sam początek, wszyscy się w miarę rozweselili, a aura magii nasilała się z każdym przebytym kilometrem. W przedziale Hermiony, Ginny, Harry’ego i Rona słychać było radosne krzyki i huki związane z grą w Eksplodującego Durnia, który urozmaicał czas nie tylko wspomnianej czwórce, ale też ich znajomym. Po pewnym czasie, pełnym rozmów i zabaw, naszła pora na przebranie się w czarne szaty Hogwartu, a myśli dotyczące przydziału do domów nabrały na sile i uczniowie już nie rozmawiali o niczym innym.
            Hermiona wchodząc do Wielkiej Sali była coraz bardziej pewna tego, jaki wyrok otrzyma od Tiary Przydziału. Spokojnie usiadła na swoim dotychczasowym miejscu przy stole Gryffindoru i czekała, aż przyjdzie pora na jej rok. Była zamyślona i robiła tylko to, co reszta uczniów. Biła brawa, przestawała, znowu biła, znów przestawała i tak w kółko. Spojrzała na stół, przy którym już za kilka minut przyjdzie jej siedzieć. Przeszedł ją delikatny dreszcz, ale nie strachu, tak jak by się mogło wydawać, ale ciekawości, która nią zawładnęła. Zastanawiała się nad tym, jak będzie teraz wszystko wyglądało. Jej przyjaźń, nauka, życie… Nie potrafiła sobie tego wyobrazić, a już za parę chwil będzie musiała funkcjonować jakby w innym świecie.
            Po raz kolejny już dzisiaj, rozmyślenia przerwał jej głos profesor McGonagall, która oświadczyła, że przyszła kolej na szósty rok. W kolejności alfabetycznej wywoływała do siebie uczniów, zaczynając od Hanny Abbott, a już po chwili Hermiona usłyszała swoje imię i nazwisko. Pełna gracji i pewności siebie wstała i pomaszerowała do krzesła stojącego na środku sali. Gdy na nim usiadła, a na jej głowie spoczęła mówiąca Tiara, usłyszała szybki, niezrozumiały monolog pełny emocji i strachu. Wtedy wszystko się potwierdziło, a czapka wydała donośny okrzyk: SLYTHERIN!.
            W tym momencie większości wydawało się, że czas stanął w miejscu. Wszyscy spojrzeli po sobie. Na każdej twarzy malowało się zdziwienie i wielkie niezrozumienie. Harry, Ron i Ginny wstali i nie wiedzieli co zrobić, co powiedzieć. Czuli pustkę i pewnego rodzaju zdradę połączoną ze stratą. Gdy Hermiona podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę jej nowego stołu, czuła na całym swoim ciele spojrzenia wszystkich obecnych w sali, ale nie dała po sobie poznać, że się tym przejmuje. Każdy lustrował ją wzrokiem pełnym powagi i niedowierzania, a szepty nabierały na sile: Jak to możliwe?... Przecież ona jest mugolaczką!... Ale to jest szlama!... To nie może być prawda… Wielka strata dla Gryffindoru... Brunetka szła przed siebie, a zbliżając się do stołu należącego do domu węża, po raz pierwszy uniosła wzrok na jakąś osobę. Jego szare oczy wyrażały sprzeczne emocje. Wyczytała z nich gniew, zaskoczenie, obojętność i… lęk? Nie, to nie może być prawda. W dalszym ciągu z obojętną miną udała się do wolnego miejsca pomiędzy dziewczynami, które kojarzyła z widzenia, ale nigdy nie miała okazji do poznania ich. Gdy podniosła głowę i skierowała swoje spojrzenie w stronę stołu nauczycieli, każdy z nich jej się przyglądał, ale tylko jeden uśmiechał się od ucha do ucha. Po raz pierwszy widziała szczery uśmiech Severusa Snape’a.

~*~

Łuhuuu, Granger znowu w Gryffindorze! Wszyscy się cieszą!… Moment… CO?! JAK TO SLYTHERIN?! Nie, nie, nie! To nie może być prawda! Jak ta stara czapka śmiała przydzielić ją do mojego domu?! I dlaczego ona się tam nie wykłóca z McGonagall?! Co jest grane?! O co w tym wszystkim chodzi?! Ona naprawdę idzie w tą stronę i nikt jej nie zatrzyma? Halo! Dziewczyno! Tam jest twoje miejsce! Czemu ona jest tak bardzo obojętna i się tym nie przejmuje? Czemu nie walczy o swoje? Chyba każdy wie, że nie chce tu być. Nie wśród ludzi których nienawidzi… Mnie nienawidzi…Dlaczego nikt nie protestuje? Na brodę Merlina! Przecież ona nie będzie miała tu życia! Dumbledore, dalej będziesz tak siedział i patrzył na nią?!...Czemu spojrzała akurat na mnie? Dlaczego nie ma łez w oczach, a na jej ślicznej twarzy maluje się ciekawość? Czemu…
- Draco! Słyszysz mnie?! – krzyknęła mu prosto w twarz Pansy.
- Wybacz, zamyśliłem się… Co mówiłaś?
- Że nie zdzierżę jej przy śniadaniu, na lekcjach, w Pokoju Wspólnym, a tym bardziej w dormitorium! Ta brudna szlama nie ma prawa tu być!
- Pans, uspokój się. W dormitorium razem nie będziecie, każdy prefekt ma osobne…
- Przepraszam bardzo, czy ty jej bronisz?!
- Nie, też mi nie odpowiada jej osoba, ale nic nie zrobimy! Nie pójdziemy do Tiary i nie powiemy jej ej czapka, cofnij przydzielenie szlamy Granger do Salazarka, bo jak nie to cię wyrzucimy w Zakazanym Lesie.
- Dobre Smoku, to ci się udało! – zaśmiał się Blaise, który uważnie obserwował poczynania swojego przyjaciela. Wiedział, co jest na rzeczy, ale blondyn wysyłał bardzo sprzeczne sygnały. Widział jak się zachowywał w jej pobliżu, a ta kartka, którą wziął z Sennika kumpla, potwierdzała wszystko.
- Może i szlama, ale przez wakacje się zmieniła i przyznam, że całkiem niezła z niej dupeczka.
Na słowa Teodora, pięść Dracona zacisnęła się jeszcze mocniej, już zamierzał coś odpowiedzieć, gdy usłyszał jak jego nazwisko wywoływane jest przez wicedyrektorkę.
Masz szczęście, Nott.

~*~

Hermiona wyszła z Wielkiej Sali w trakcie uczty i udała się do lochów, gdzie znajdował się dom Slytherinu. Szła ponurymi, pustymi korytarzami, a jej kroki głośno pobrzmiewały. Dotarła pod kamienną ścianę prowadzącą do Pokoju Wspólnego Ślizgonów i sobie przypomniała hasło obowiązujące w tym roku. Czysta Krew. Cóż za ironia. Uśmiechnęła się, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię. Obróciła się i ujrzała mężczyznę o czarnych włosach i długiej pelerynie tego samego koloru. Za nim stało dwoje, tak dobrze już jej znanych, Ślizgonów.
- Za mną, Granger.
Przypuszczała, że rozmowa ze Snapem nastąpi, ale nie sądziła, że aż tak szybko. Z racji, że nie nadążała za trójką mężczyzn musiała delikatnie truchtać. Po raz pierwszy znajdowała się w tej części lochów, zawsze była tu jedynie na lekcjach eliksirów i nie sądziła, że korytarze są aż tak długie i zakręcone. Parę minut później znajdowali się pod gabinetem profesora.
- Granger, właź do środka. Wy dwoje zostajecie na razie przed drzwiami.
Nie spojrzał nawet na swoich wychowanków i zatrzasnął im drzwi przed nosem. Skierował swój wzrok na nową Ślizgonkę i się delikatnie uśmiechnął.
- Nie masz do mnie żadnych pytań? Dlaczego, co i jak?
- Chyba nie, spodziewałam się tego.
- A to nowość… Rzeczywiście się zmieniłaś… Zacznę od tego, iż fakt, że jesteś w Slytherinie nie jest w żaden sposób powiązany z Czarnym Panem…
- Voldemortem
- Niech ci będzie… Tiara nie została przez nikogo zaczarowana, o twoim przydziale zadecydowała jedynie twoja osobowość. Na pewno zauważyłaś pewne zmiany, które w tobie zaistniały w niedawnym czasie, na które składają się nowe cechy, nawyki, zachowania. Przyznam, że jest to sprawa magii. Wczoraj powiedziałaś mi o swoich koszmarach nocnych. Jak pewnie się już domyśliłaś, to wszystko się ze sobą w pewien sposób łączy. Nie powiem ci z jakiego powodu i w jaki sposób, bo znając pozostałości twojego przeklętego, gryfońskiego charakteru zapewne byś mi nie uwierzyła, także to będzie twoje zadanie. Pomyślałem sobie, że na pewno będziesz chciała wykorzystać swój przywilej bycia prefektem na zgłębienie informacji z działu Ksiąg Zakazanych w bibliotece, więc same plusy. A ponadto poznasz całą prawdę o sobie.
- Jaką znowu prawdę?
- Mówię, że prawdę o sobie, co dotyczy również twojej rodziny, słuchaj uważnie Granger. Masz zebrać informacje na temat tego, co się działo w czasie twoich narodzin i przez następne dwa lata w świecie magii, musisz też dokładnie przeanalizować historię i drzewo genealogiczne rodziny Rosier z wieku XX…
- Moment, czy to przypadek, że mam szukać o Rosierach, gdy moja mama miała tak na nazwisko przed ślubem?
- Nie Granger, to nie jest przypadek. Kolejne tematy to zaginieni i zamordowani w roku 1981 oraz pradawne zaklęcia umieszczające część duszy w cudzym ciele.
- Coś jak horkruksy?
- Podobne, ale nie do końca. Dzięki horkruksom możesz powrócić mimo śmierci ciała, bo rozszczepiasz duszę i póki przedmioty lub stworzenia, w których ją umieszczasz nie zostaną zniszczone, twoja dusza nadal istnieje. Mi chodzi o umieszczenie ważnej dla nas części duszy w innym człowieku podczas swojej śmierci. Nie ma tutaj możliwości przywrócenia zmarłego do świata żywych. Zapamiętałaś wszystko?
- Chyba tak, ale…
- Granger, nie ma czasu na chyba. Zapamiętałaś? Tak czy nie?
- Tak.
- To w takim razie masz czas do 19 września, wtedy zgłosisz się do tego gabinetu o godzinie 16:00 i ani minuty później.
- Czemu tylko do 19? Materiał wydaje się być dość obszerny, a zostało trochę ponad dwa tygodnie…
- Bo wtedy kończysz siedemnaście lat i według świata czarodziejów stajesz się dorosłą osobę. Pomyśl trochę, Granger. Nikomu to jeszcze nie zaszkodziło…Wszystko jasne?
- Tak.
- A teraz wybieraj… Malfoy czy Zabini?
- Co to ma być za pytanie? Czego ono w ogóle się tyczy?!
- Wybieraj, Granger, nie mamy czasu.
- Malfoy – odpowiedź dziewczyny ewidentnie zszokowała Severusa. Zapadła między nimi chwila milczenia.
- Dobry wybór.
Mężczyzna szybkim krokiem ruszył ku drzwiom prowadzącym na korytarz, gdzie siedziało dwoje jego wychowanków.
- Malfoy właź do środka. Szybko! A ty Zabini, masz zastąpić obu prefektów Slytherinu i oprowadzić pierwszy rok po zamku i lochach!
- Ale…
- Zaraz zaczaruję tę cholerną czapkę i trafisz jednak w tym roku do Hufflepuffu! – pozostali w gabinecie tylko się uśmiechnęli, ale gdy mężczyzna wrócił ich twarze pokryła powaga. – Malfoy, od dzisiaj pilnujesz Granger. Na pewno przyznasz mi rację, że nie jest mile widziana w Slytherinie, więc masz się nią zająć, tak żeby się czuła jak w poprzednich latach. Masz uważać, żeby nic się jej nie stało, jeśli ktoś ją skrzywdzi, ty poniesiesz tego konsekwencje, ale kara nie będzie ode mnie – wymownie spojrzał na blondyna. – Ponadto, masz pomóc w powierzonym jej zadaniu. Nie wiem w jaki sposób, ale to się zalicza do twoich obecnych obowiązków, a teraz wyjdźcie mi stąd, chcę chwilę spokoju.
Czarnowłosy wygonił ich ze swojego gabinetu i gdy tylko przekroczyli próg, drzwi za nimi huknęły, a echo rozniosło dźwięk na całe lochy. Spojrzeli na siebie pełni mieszanych uczuć i ruszyli w ciszy w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Po pewnym czasie chłopak odezwał się:
- Dlaczego, Granger?

niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział II: Pokątna


Rozdział dedykuję moim pierwszym czytelniczkom: Lenie, Elphame oraz Ithrise. 

 ~*~

-Miona, jak będziemy na Pokątnej to rozglądniemy się za sowami?
-Jasne, tylko nie mam pojęcia po co ci, skoro w Hogwarcie są, a w razie potrzeby Harry na pewno by ci pożyczył.
-O rany… Nie mogę już mieć własnej sowy? – zapytała oblewając się rumieńcem zakłopotania i szerokim uśmiechem.
-Chyba chcesz mi coś powiedzieć!
-Nie, chyba nie…
-Gin! Mów! Z którego roku? Jaki dom? Przystojny? Mądry? Znam?
-Nie powiem ci!
-No proszę cię! Ja ci zawsze mówię, gdy ktoś mi wpadnie w oko, a ty mi nie powiesz z kim piszesz?! Widzę to twoje rozanielone spojrzenie… Ginny, proszę!
-Nie znasz! Na razie tyle musi ci wystarczyć.
-Ale to nie fair!
-Mona, przysięgam na brodę Merlina, że jeśli się nie uspokoisz to rzucę w ciebie jakimś urokiem!
-Dobra, ale i tak się dowiem który to… Ale czekaj, przecież ty dalej nie zerwałaś z Harrym!
-Proszę cię, nic mu nie mów! Ja sobie wszystko poukładam i zerwę!
-Gin, spokojnie! Nie zamierzałam mu nic powiedzieć! Rany, ale z ciebie cwana bestia – Ruda jedynie się szeroko uśmiechnęła i zniknęła w łazience.
Gdy dziewczyny były gotowe do wyruszenia na zakupy na ulicę Pokątną, zeszły na parter Nory, aby przenieść się tam przy użyciu kominka. Gdy tylko weszły do salonu, ku ich zdziwieniu pojawił się obraz zamyślonego Rona, który na nie czekał.
On też się zmienił przez te dwa miesiące. Urósł kilka centymetrów, co sprawiło, że dziewczyny musiały patrzeć na niego z dołu, rysy twarzy stały się ostrzejsze, rude włosy zjaśniały i nie wydawały się już być aż tak bardzo ognisto rude jak wcześniej, a na jego twarzy pojawiło się jeszcze więcej piegów. Można by było rzec, że odrobinę wyprzystojniał, ale niestety nie szło to w parze z jego inteligencją. Dalej pozostawał tylko głupim przyjacielem Złotego Chłopca i kujonki Granger…
- Ymmm… Tak się zastanawiałem, czy… Razem z Harrym moglibyśmy nooo… udać się z wami na Pokątną? – rzekł.
-Wiesz co, Ron… Chciałyśmy spędzić dzi… - nie mogła dokończyć rudowłosa.
- Skoro musicie… Ale nie licz na to, że będziemy ciągle łazić za wami. Jak zawsze z resztą – skwitowała Hermiona.
Ron tylko spojrzał na nią w szoku, uśmiechnął się delikatnie i bąknął jedynie pod nosem coś w stylu Eee, dzięki… To ja pójdę po Harry’ego. W drodze na piętro obrócił się jeszcze w stronę dziewczyn i mimo wszelkich starań nie udało mu się ukryć zawstydzenia, które wypłynęło na jego twarz w postaci purpurowych rumieńców. Zaraz gdy zniknął z pola widzenia, ciszę przerwała jego młodsza siostra.
-Miona! Co to miało być?
-Ale o co ci chodzi?
-Jak to o co?! Dlaczego mu to powiedziałaś? Przecież nigdy wcześniej się tak nie zachowywałaś, a teraz nawet ja czułam tą pogardę bijącą z twoich słów…
-Powiedziałam to tylko dlatego, że ty chyba byś się nigdy nie wysłowiła. Gin, proszę, naucz się być stanowcza…A teraz chodź, spotkamy się z nimi na miejscu.
Dziewczyny nie czekając chwili dłużej, weszły do kominka, wcześniej nabierając do swoich dłoni garści proszka Fiuu i nim się obejrzały, a przed nimi pojawiły się szmaragdowe płomienie, które zaniosły je do centrum ich magicznego świata.

~*~

            Stojąc na balkonie wychodzącym z jego pokoju, obserwował górski krajobraz, który tak bardzo lubił. To był chyba jedyny powód dla którego przyjeżdżał tu na wakacje. Widok gór, szum drzew i rzeki płynącej nieopodal, śpiew ptaków, zapach wiatru, który można by było porównać z zapachem wolności. W oddali zauważył czarną sowę lecącą z listem przywiązanym do nogi, wiedział, że to odpowiedź od Blaise’a.

Siema Smoku!
Widz
ę, ze humorek nie dopisuje. Ale to nic! Nie masz się czym przejmować! Twój najwspanialszy, najprzystojniejszy, najmądrzejszy i najskromniejszy przyjaciel poprawi Ci dzień, miesiąc, rok, życie, kiedy tylko potrzebujesz, więc tak jak wspomniałeś w liście:
Dziurawy Kocioł, godzina 14:00
Do zobaczenia mój Kochany,
Diabeł

            Gdy Draco przeczytał list, załamał się głupotą oraz poczuciem humoru swojego kumpla i po raz kolejny zaczął zastanawiać się nad jego orientacją seksualną, bo od ostatniego czasu zaczął zachowywać się dosyć niepokojąco. Nie dość, że prowadzi jakieś podejrzane konwersacje za pośrednictwem sów, to jeszcze jest widywany w miejscach, jak na niego, dosyć nietypowych do tej pory. Na samą myśl o tym, gdzie się pojawia jego przyjaciel, przeszły go dreszcze obrzydzenia. Stwierdził, że musi jak najszybciej porozmawiać z Blaisem, a na chwilę obecną natychmiast przestać o tym myśleć. Wtedy zobaczył dopisek:

PS. No homo! Ja nie Potter! Nie myśl sobie, że Cię podrywam, Smoczusiu! :*

-Na brodę Merlina… Ja przestaję wierzyć w społeczeństwo…

Usiadł zrezygnowany na balkonie, spojrzał przed siebie i odpalił papierosa. Wiedział, że to ostatni dzień w którym tu siedzi, następna taka okazja może się już nie zdarzyć, a przynajmniej nie w najbliższym czasie…

~*~


Ulica Pokątna jak zawsze była zatłoczona przez nastoletnich czarodziei. Ostatni dzień wakacji równoznaczny był z przygotowaniami do kolejnej rocznej przygody, która miała się już rozpocząć za kilka godzin. Gdy dziewczyny były na miejscu, ich oczom ukazał się jako pierwszy sklep do quidditcha. Rudowłosa nie czekając ani chwili pognała przed siebie, zostawiając w tyle Hermionę.
-Gin! Poczekam przed wejściem!
-Dobra, zaraz będę z powrotem!
Brązowowłosa usiadła na ławce znajdującej się dokładnie pod sklepem w którym zaginęła jej przyjaciółka. Quidditch nie był dla niej ani trochę ciekawy, nie interesowało ją latanie na miotle i rzucanie piłkami, na mecze chodziła tylko dlatego, żeby kibicować swoim znajomym.
Przeklęty sklep, poczekam tu jeszcze dobre 10 minut…
Wtedy zauważyła rudą czuprynę zmierzającą w jej stronę. Już wiedziała kto to i jedynie żałowała w tym momencie, że nie poszła wybierać miotły.
-Gdzie Harry? Mieliście przecież razem iść – zaczęła rozmowę niechętnie.
-Powiedział, że nie ma nastroju na jakiekolwiek wyjścia i dał mi listę z zakupami – dziewczyna jedynie bąknęła pod nosem krótkie Aha i nie spoglądając nawet na rudzielca obserwowała witryny sklepowe znajdujące się tuż przed nią. – To skoro nie ma Harry’ego, ani Ginny, a my jesteśmy sami, to… może poszlibyśmy się gdzieś przejść? Może na kawę albo lody? – mówiąc to, zaczął się niebezpiecznie zbliżać do Hermiony, a jego ręka powędrowała na jej ramię. Wraz z ostatnimi słowami, jego usta znajdowały się już przy uchu dziewczyny, delikatnie je całując.
-Ron! Odsuń się ode mnie, bo nie ręczę za siebie!
-Ale co ja zrobiłem nie tak?
-Wszystko! Nie rozumiesz, że cię nie chcę? Jesteś obrzydliwy! Gdy słyszę te twoje żenujące teksty, chce mi się wymiotować! Daj sobie spokój, bo nic z tego nie będzie! Rozumiesz?!
Rudzielca oblała fala zakłopotania i wstydu. Widział jak wokół nich zebrała się grupa obserwatorów. Spojrzał po raz ostatni na dziewczynę i odszedł w inną stronę. Tłum gapiów dalej stał i się jej przyglądał, wtedy w drzwiach od sklepu pojawiła się rudowłosa.
-Mionka, co się znowu stało? Co to za zbiegowisko?
-Twój brat się stał.
-Ale co dokładnie?
-Ginny, proszę cię. To co zawsze, a co mogło? Brzydzę się już nim, mam nadzieję, że w tym roku znowu wylądujemy w innych domach…
-Porozmawiam z nim…
Gdy wymiana zdań dobiegła końca, dziewczyny udały się do dalszych sklepów zupełnie nieświadome, że ktoś je obserwuje z ukrycia. 


~*~

Siedział przy barze z trudnymi do ogarnięcia myślami. Jego platynowe włosy były najjaśniejszym punktem w pomieszczeniu pokrytym półmrokiem. Nie było tu okien, jedynymi źródłami światła były porozstawiane gdzieniegdzie świece. Jego szare oczy błądziły po wnętrzu, zatrzymując się czasem na postaciach siedzących w najciemniejszych zakątkach. Spojrzał na swój nadgarstek, na którym znajdował się srebrny zegarek. 14:13. Cholerny Diabeł. Wtedy drzwi się otworzyły i wraz z osobą wchodzącą do środka, wpłynęło również życie i orzeźwienie.
-Tom! Tomuś! Tomuniu! Ileż ja cię nie widziałem?! I Smoczek, o rany, ale spotkanie!
-Witaj Blaise, co podać? To co zawsze?
-Razy dwa, na koszt tego blondynusia.
Usiadł na wysokim krześle przed barem i spojrzał na przyjaciela z szerokim uśmiechem.
-Miło, że się pojawiłeś, Diable. Już miałem wychodzić.
-Oj, nie przesadzaj. Co byś robił beze mnie?
-Na pewno bym nie czekał jak jakiś idiota!
Wyciągnął z paczki papierosa i odpalił. Z jego twarzy można było odczytać pustkę, nicość. Ręce mu się trzęsły, a z jego oczu zniknęły, zawsze towarzyszące, wesołe iskierki. Przed nimi pojawiły się dwie szklanki alkoholu. Wziął pierwszą do ręki i opróżnił jednym haustem.
-Dobra, nigdy cię nie widziałem w takim stanie. Ja wiem, że nie chcesz być śmierciożercą, ale doskonale oboje wiedzieliśmy, że prędzej czy później to się stanie. Stary, jesteś silniejszy ode mnie, a nawet ja aż tak bardzo tego nie przeżywałem…
-Ale to już nie o to chodzi…
-A o co?
-Dostałem pierwsze zadanie…
-A to luzik przecież! Pierwsze zadania podobno zawsze są najłatwiejsze! – Draco mimowolnie parsknął śmiechem nawet nie spoglądając na swojego przyjaciela.
-Zdziwiłbyś się…
-No co?! Ja dalej wykonuję swoje pierwsze! Śledzę Pottera i powiem ci, że sporo ciekawych rzeczy mam ci do opowiedzenia!
-Powiem ci w tym temacie tylko tyle… Między śledzeniem, a zabiciem jest dosyć spora różnica.
-Kogo?
-Dumbledore.
Czarnoskóry zamarł. Nie wiedział jak się zachować, a tym bardziej co mu powiedzieć. Bał się, że zrobi coś nie tak. Wziął paczkę Marlboro, leżącą przed blondynem i wyciągnął z niej jednego papierosa i również opróżnił swoją szklankę z whiskey. Siedział na krześle i przyglądał się przyjacielowi. Malfoy jedynie obrócił się do niego, szyderczo uśmiechnął i zapytał:
-To co masz mi do powiedzenia na temat Pottera?
-Oooo, tutaj cię bardzo pozytywnie zaskoczę! – uśmiechnął się przebiegle. – Tom! Dla nas to samo.


~*~

Dziewczyny znajdowały się już w księgarni, był to ostatni, a zarazem najbardziej tłoczny sklep, do którego musiały wstąpić. Otaczały je wielkie regały zapełnione grubymi tomiskami, a także ludzie, których twarze były tak bardzo znajome. Co chwilę podchodziły do nich koleżanki i koledzy, których nie widziały przez całe wakacje. W końcu, gdy miały chwilę spokoju mogły znaleźć potrzebne im podręczniki.
-Gin, widziałaś gdzieś Eliksiry dla zaawansowanych?
-Tak, mijałyśmy je. Już ci pokażę.
Stanęły pod wielkim regałem, na którym umieszczone zostały książki związane z ulubionym przedmiotem Gryfonów. Gdy Hermiona pomyślała o tym, że już niedługo będzie musiała po raz kolejny zmierzyć się z Severusem, który bardzo chętnie odejmie jej kilka punktów bez żadnego pretekstu, miała od razu ochotę otworzyć podręcznik i przestudiować wszystkie przepisy. Spojrzała na półki i odszukała wzrokiem interesujący ją tom, który był ostatni na poziomie zaawansowanym. Wyciągnęła ku niemu swą rękę, ale był na tyle wysoko, że nie miała szans na ściągnięcie go. Chwilę jeszcze się męczyła, próbując podskakiwać przy regale, gdy na jej talii pojawiły się duże, silne, męskie dłonie, a głos, który usłyszała, zabrał jej dech w piersi.
-Pomóc ci może, malutka? – od razu odepchnęła mężczyznę. Nie musiała na niego spoglądać, żeby wiedzieć, kto wypowiedział te słowa. – Na brodę Merlina! Granger, co ty tu robisz?
-Pewnie cię zaskoczę, Malfoy, ale kupuję książki. Zapewne jest to dla ciebie dosyć trudne do wywnioskowania, biorąc pod uwagę, że jesteśmy w księgarni.
-Ooo, widzę, że dalej masz pyskaty charakterek. Szkoda jednak, że jesteś za mała, żeby dosięgnąć do tej półki. – mówiąc to, wziął grubą książkę i trzymał ją wysoko nad głową dziewczyny. Po chwili delikatnie się zachwiał, co zaskoczyło brunetkę.
-Przynajmniej nie mam problemów z równowagą, jak niektórzy tu obecni, tleniona fretko. A teraz byłoby miło, gdybyś ruszył swój arystokratyczny tyłek i oddał mi podręcznik.
-A co będę z tego miał? – uśmiechnął się szelmowsko i zbliżył do dziewczyny. Hermiona mogła wtedy wyczuć mieszaninę alkoholu i papierosów. Już wiedziała z czym ma do czynienia. Pijany Malfoy to raczej nie jest łatwa do ogarnięcia osoba.
-Nie powiem całemu Slytherinowi, że pijany Draco Malfoy dotknął tak brudnej szlamy, jaką jestem ja.
Nagle przez tłum zaczął przeciskać się czarnoskóry mężczyzna.
-Na brodę Merlina! Smoku! Tu jesteś! Wszędzie cię szukam! Ooo, cześć Wiewió… Yyyy… Ginny, Hermiono…
-Diable, ja nie potrzebuję opiekunki, jestem prawie wolnym człowiekiem i mogę robić, co mi się tylko podoba. Widzisz jak ładnie rozmawiam z Granger? Nikt mi nie zabroni, chyba że Czarn…
-Smoku, zamknij się już. Dajże mi tą książkę i chodź – wziął swojego przyjaciela pod ramię i spojrzał na dziewczyny. – Przepraszam za niego, mam nadzieję, że nie zrobił nic głupiego. Po prostu ma ostatnio ciężkie dni i musiał odreagować. No to cóż… Do zobaczenia jutro – uśmiechnął się pokrzepiająco i razem z blondynem wyszedł ze sklepu. W oddali było słychać jeszcze wołania Diable, idioto, puść mnie, potrafię chodzić. Dziewczyny spojrzały po sobie i jeszcze przez chwilę panowała między nimi cisza.
-Czy mogłabyś mi powiedzieć, co się właśnie stało?
-Nie mam pojęcia Ginny, ale wiem jedno… Dalej nie mam tej cholernej książki, bo ten kretyn wziął ostatni egzemplarz!
-Coś wymyślimy – próbowała uspokoić swoją przyjaciółkę z rozanielonym uśmiechem na twarzy, patrząc dalej w miejsce, w którym zniknęło dwóch Ślizgonów.
-Czy ty właśnie chcesz mi powiedzieć, że Blaise Zabini jest tym chłopakiem z którym piszesz?
-Nieee, skąd takie podejrzenia? – spuściła wzrok i przybrała na twarzy kolor purpury.
-Hmmm, dlatego że patrzyłaś na niego jak w obrazek i widziałam wasze wymowne spojrzenia, a może dlatego, że nikt dla ciebie obojętny nie mówi do ciebie Wiewióra?!
-Miona, weeeeź…
-No co?! Przystojny jest i chyba najbardziej ogarnięty ze wszystkich Ślizgonów!
-Przestaaań…
-Jedyny minus jaki widzę na chwilę obecną to towarzystwo Malfoy’a.
-Właśnie! Co do Malfoy’a to widziałaś co on zrobił?! Może mu się podobasz!
-Gin, po pierwsze, to Malfoy; po drugie, nie wiedział, że ja to ja; po trzecie, był kompletnie zalany i po czwarte, to Malfoy!
-Dobrze wiesz, że po alkoholu robi się rzeczy, na które nie ma się odwagi na trzeźwo.
-Odezwała się znawczyni… - spojrzała na młodszą przyjaciółkę ponuro.


~*~

Zaraz po tym jak wyszli z Esów i Floresów skręcili w najbliższą boczną uliczkę, gdzie tłum był zdecydowanie mniejszy. Zatrzymali się i z cichym pyknięciem teleportowali do Malfoy Manor.
-Smoku! Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz?
-Ale o co ci chodzi? – odpowiadając pytaniem lekko się zachwiał i upadł na miękkie łóżko w swoim pokoju.
-Jak to o co? Co to miało być z Hermioną? Czemu w ogóle sobie poszedłeś? Na chwilę spuściłem z ciebie wzrok, bo chciałem zapłacić. Odwracam się a ciebie nie ma! Ledwo stoisz na nogach, stary… Mogłeś zrobić coś głupiego, z resztą prawie zrobiłeś! Prawie wygadałeś się o Czarnym Panie!
-Chciałem po prostu się jeszcze zabawić w ostatni dzień, zrozum to Diable.
-I dlatego padło na Granger z którą się nienawidzicie?
-My się wcale nie nienawidzimy, przyjacielu. A poza tym bardzo się zmieniła, nie? Jakby to powiedzieć... Wyładniała…
-Widzę, że Ognista mocno ci siadła na głowę… Kładź się już spać, bo rano nie wstaniesz.
Czarnoskóry chłopak spojrzał ze współczuciem w oczach na swojego przyjaciela, ściągnął mu z nóg buty i przykrył lekką narzutą. Wiedział, że blondyn bardzo przeżywa swoje zadanie, które już zmieniło jego podejście do świata. Po chwili przyglądania się chłopakowi wyciągnął różdżkę i za pomocą czarów spakował kufer Dracona. Gdy już zamierzał teleportować się do swojego domu, jego uwagę przyciągnęła książka leżąca na etażerce. Był to sennik. Zaskoczony chłopak otworzył książkę i zaczął ją przeglądać. W pewnym momencie natrafił na zapisaną kartkę znajdującą się między stronnicami. Zaczął ją czytać. Gdy skończył, schował zwitek papieru do  tylnej kieszeni swoich spodni. Był świadomy, że nie powinien tego zabierać, bo to w końcu prywatność jego przyjaciela, ale stwierdził, że tak będzie lepiej dla nich obu.


~*~

Gdy wróciły do Nory, cały dom przeszywał piękny, słodki zapach cynamonu. Jak się okazało, pani Weasley upiekła dla wszystkich ciastka na podróż. Hermiona zawsze lubiła spędzać drugi miesiąc wakacji u swoich przyjaciół, czuła się z nimi jak wśród rodziny, nie musiała nikogo udawać, po prostu była sobą, a wszyscy to akceptowali. Norę otaczała zawsze aura miłości, dobra, szlachetności, a jej domownicy byli najbardziej zróżnicowaną rodziną, jaką miała okazję poznać, ale kochała każdego z osobna i oddałaby życie za wszystkich, gdyby tylko pojawiła się taka potrzeba. Przez cały sierpień zdążyła się bardzo zżyć z domownikami, a rozstania z nimi były jednymi z najtrudniejszych. Ale wszystko, co dobre szybko się kończy.
Siedziała na parapecie okna w sypialni i wiedziała, że jutro może się wiele zmienić. Czuła w sobie coś, czego wcześniej nie zauważała, nie potrafiła jeszcze określić co to jest, ale już postanowiła, że po przyjeździe do Hogwartu zacznie szukać informacji. Wiedziała, że to będzie trudne zadanie, no bo łatwe jest znalezienie wiadomości, gdy się nie wie czego się szuka? Ale miała świadomość, że da sobie radę, bo w końcu jest Hermioną Granger, a ona nigdy się nie poddaje, dopóki nie zdobędzie tego, co chce.
Spojrzała na zegarek, czas na nim wskazywał już prawie 1 w nocy. Jej wzrok następnie spoczął na łóżku w którym spała ruda dziewczyna. Oddychała miarowo, a na jej twarzy gościł delikatny uśmiech. Cieszyła się, że przynajmniej Ginny może spokojnie spać i nie musi znosić ciągłych koszmarów. Ile ona by dała, aby wreszcie bez żadnego lęku zmrużyć oczy i odpłynąć w objęciach Morfeusza. Ostatni raz spojrzała na gwiazdy na niebie i postanowiła się również położyć. Dosyć szybko zapadła w głęboki sen, z którego kilka razy wyrwały ją krzyki i jęki przepełnione bólem.




Przyznaję, rozdział nie należy do najlepszych i chyba wypada najsłabiej z wszystkich, które do tej pory napisałam, więc może w ramach rekompensaty kolejny dodam wcześniej niż za tydzień? Wszystko zależy od Was i Waszych komentarzy! :D

Buziaczki :*
Werv Avis