niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział II: Pokątna


Rozdział dedykuję moim pierwszym czytelniczkom: Lenie, Elphame oraz Ithrise. 

 ~*~

-Miona, jak będziemy na Pokątnej to rozglądniemy się za sowami?
-Jasne, tylko nie mam pojęcia po co ci, skoro w Hogwarcie są, a w razie potrzeby Harry na pewno by ci pożyczył.
-O rany… Nie mogę już mieć własnej sowy? – zapytała oblewając się rumieńcem zakłopotania i szerokim uśmiechem.
-Chyba chcesz mi coś powiedzieć!
-Nie, chyba nie…
-Gin! Mów! Z którego roku? Jaki dom? Przystojny? Mądry? Znam?
-Nie powiem ci!
-No proszę cię! Ja ci zawsze mówię, gdy ktoś mi wpadnie w oko, a ty mi nie powiesz z kim piszesz?! Widzę to twoje rozanielone spojrzenie… Ginny, proszę!
-Nie znasz! Na razie tyle musi ci wystarczyć.
-Ale to nie fair!
-Mona, przysięgam na brodę Merlina, że jeśli się nie uspokoisz to rzucę w ciebie jakimś urokiem!
-Dobra, ale i tak się dowiem który to… Ale czekaj, przecież ty dalej nie zerwałaś z Harrym!
-Proszę cię, nic mu nie mów! Ja sobie wszystko poukładam i zerwę!
-Gin, spokojnie! Nie zamierzałam mu nic powiedzieć! Rany, ale z ciebie cwana bestia – Ruda jedynie się szeroko uśmiechnęła i zniknęła w łazience.
Gdy dziewczyny były gotowe do wyruszenia na zakupy na ulicę Pokątną, zeszły na parter Nory, aby przenieść się tam przy użyciu kominka. Gdy tylko weszły do salonu, ku ich zdziwieniu pojawił się obraz zamyślonego Rona, który na nie czekał.
On też się zmienił przez te dwa miesiące. Urósł kilka centymetrów, co sprawiło, że dziewczyny musiały patrzeć na niego z dołu, rysy twarzy stały się ostrzejsze, rude włosy zjaśniały i nie wydawały się już być aż tak bardzo ognisto rude jak wcześniej, a na jego twarzy pojawiło się jeszcze więcej piegów. Można by było rzec, że odrobinę wyprzystojniał, ale niestety nie szło to w parze z jego inteligencją. Dalej pozostawał tylko głupim przyjacielem Złotego Chłopca i kujonki Granger…
- Ymmm… Tak się zastanawiałem, czy… Razem z Harrym moglibyśmy nooo… udać się z wami na Pokątną? – rzekł.
-Wiesz co, Ron… Chciałyśmy spędzić dzi… - nie mogła dokończyć rudowłosa.
- Skoro musicie… Ale nie licz na to, że będziemy ciągle łazić za wami. Jak zawsze z resztą – skwitowała Hermiona.
Ron tylko spojrzał na nią w szoku, uśmiechnął się delikatnie i bąknął jedynie pod nosem coś w stylu Eee, dzięki… To ja pójdę po Harry’ego. W drodze na piętro obrócił się jeszcze w stronę dziewczyn i mimo wszelkich starań nie udało mu się ukryć zawstydzenia, które wypłynęło na jego twarz w postaci purpurowych rumieńców. Zaraz gdy zniknął z pola widzenia, ciszę przerwała jego młodsza siostra.
-Miona! Co to miało być?
-Ale o co ci chodzi?
-Jak to o co?! Dlaczego mu to powiedziałaś? Przecież nigdy wcześniej się tak nie zachowywałaś, a teraz nawet ja czułam tą pogardę bijącą z twoich słów…
-Powiedziałam to tylko dlatego, że ty chyba byś się nigdy nie wysłowiła. Gin, proszę, naucz się być stanowcza…A teraz chodź, spotkamy się z nimi na miejscu.
Dziewczyny nie czekając chwili dłużej, weszły do kominka, wcześniej nabierając do swoich dłoni garści proszka Fiuu i nim się obejrzały, a przed nimi pojawiły się szmaragdowe płomienie, które zaniosły je do centrum ich magicznego świata.

~*~

            Stojąc na balkonie wychodzącym z jego pokoju, obserwował górski krajobraz, który tak bardzo lubił. To był chyba jedyny powód dla którego przyjeżdżał tu na wakacje. Widok gór, szum drzew i rzeki płynącej nieopodal, śpiew ptaków, zapach wiatru, który można by było porównać z zapachem wolności. W oddali zauważył czarną sowę lecącą z listem przywiązanym do nogi, wiedział, że to odpowiedź od Blaise’a.

Siema Smoku!
Widz
ę, ze humorek nie dopisuje. Ale to nic! Nie masz się czym przejmować! Twój najwspanialszy, najprzystojniejszy, najmądrzejszy i najskromniejszy przyjaciel poprawi Ci dzień, miesiąc, rok, życie, kiedy tylko potrzebujesz, więc tak jak wspomniałeś w liście:
Dziurawy Kocioł, godzina 14:00
Do zobaczenia mój Kochany,
Diabeł

            Gdy Draco przeczytał list, załamał się głupotą oraz poczuciem humoru swojego kumpla i po raz kolejny zaczął zastanawiać się nad jego orientacją seksualną, bo od ostatniego czasu zaczął zachowywać się dosyć niepokojąco. Nie dość, że prowadzi jakieś podejrzane konwersacje za pośrednictwem sów, to jeszcze jest widywany w miejscach, jak na niego, dosyć nietypowych do tej pory. Na samą myśl o tym, gdzie się pojawia jego przyjaciel, przeszły go dreszcze obrzydzenia. Stwierdził, że musi jak najszybciej porozmawiać z Blaisem, a na chwilę obecną natychmiast przestać o tym myśleć. Wtedy zobaczył dopisek:

PS. No homo! Ja nie Potter! Nie myśl sobie, że Cię podrywam, Smoczusiu! :*

-Na brodę Merlina… Ja przestaję wierzyć w społeczeństwo…

Usiadł zrezygnowany na balkonie, spojrzał przed siebie i odpalił papierosa. Wiedział, że to ostatni dzień w którym tu siedzi, następna taka okazja może się już nie zdarzyć, a przynajmniej nie w najbliższym czasie…

~*~


Ulica Pokątna jak zawsze była zatłoczona przez nastoletnich czarodziei. Ostatni dzień wakacji równoznaczny był z przygotowaniami do kolejnej rocznej przygody, która miała się już rozpocząć za kilka godzin. Gdy dziewczyny były na miejscu, ich oczom ukazał się jako pierwszy sklep do quidditcha. Rudowłosa nie czekając ani chwili pognała przed siebie, zostawiając w tyle Hermionę.
-Gin! Poczekam przed wejściem!
-Dobra, zaraz będę z powrotem!
Brązowowłosa usiadła na ławce znajdującej się dokładnie pod sklepem w którym zaginęła jej przyjaciółka. Quidditch nie był dla niej ani trochę ciekawy, nie interesowało ją latanie na miotle i rzucanie piłkami, na mecze chodziła tylko dlatego, żeby kibicować swoim znajomym.
Przeklęty sklep, poczekam tu jeszcze dobre 10 minut…
Wtedy zauważyła rudą czuprynę zmierzającą w jej stronę. Już wiedziała kto to i jedynie żałowała w tym momencie, że nie poszła wybierać miotły.
-Gdzie Harry? Mieliście przecież razem iść – zaczęła rozmowę niechętnie.
-Powiedział, że nie ma nastroju na jakiekolwiek wyjścia i dał mi listę z zakupami – dziewczyna jedynie bąknęła pod nosem krótkie Aha i nie spoglądając nawet na rudzielca obserwowała witryny sklepowe znajdujące się tuż przed nią. – To skoro nie ma Harry’ego, ani Ginny, a my jesteśmy sami, to… może poszlibyśmy się gdzieś przejść? Może na kawę albo lody? – mówiąc to, zaczął się niebezpiecznie zbliżać do Hermiony, a jego ręka powędrowała na jej ramię. Wraz z ostatnimi słowami, jego usta znajdowały się już przy uchu dziewczyny, delikatnie je całując.
-Ron! Odsuń się ode mnie, bo nie ręczę za siebie!
-Ale co ja zrobiłem nie tak?
-Wszystko! Nie rozumiesz, że cię nie chcę? Jesteś obrzydliwy! Gdy słyszę te twoje żenujące teksty, chce mi się wymiotować! Daj sobie spokój, bo nic z tego nie będzie! Rozumiesz?!
Rudzielca oblała fala zakłopotania i wstydu. Widział jak wokół nich zebrała się grupa obserwatorów. Spojrzał po raz ostatni na dziewczynę i odszedł w inną stronę. Tłum gapiów dalej stał i się jej przyglądał, wtedy w drzwiach od sklepu pojawiła się rudowłosa.
-Mionka, co się znowu stało? Co to za zbiegowisko?
-Twój brat się stał.
-Ale co dokładnie?
-Ginny, proszę cię. To co zawsze, a co mogło? Brzydzę się już nim, mam nadzieję, że w tym roku znowu wylądujemy w innych domach…
-Porozmawiam z nim…
Gdy wymiana zdań dobiegła końca, dziewczyny udały się do dalszych sklepów zupełnie nieświadome, że ktoś je obserwuje z ukrycia. 


~*~

Siedział przy barze z trudnymi do ogarnięcia myślami. Jego platynowe włosy były najjaśniejszym punktem w pomieszczeniu pokrytym półmrokiem. Nie było tu okien, jedynymi źródłami światła były porozstawiane gdzieniegdzie świece. Jego szare oczy błądziły po wnętrzu, zatrzymując się czasem na postaciach siedzących w najciemniejszych zakątkach. Spojrzał na swój nadgarstek, na którym znajdował się srebrny zegarek. 14:13. Cholerny Diabeł. Wtedy drzwi się otworzyły i wraz z osobą wchodzącą do środka, wpłynęło również życie i orzeźwienie.
-Tom! Tomuś! Tomuniu! Ileż ja cię nie widziałem?! I Smoczek, o rany, ale spotkanie!
-Witaj Blaise, co podać? To co zawsze?
-Razy dwa, na koszt tego blondynusia.
Usiadł na wysokim krześle przed barem i spojrzał na przyjaciela z szerokim uśmiechem.
-Miło, że się pojawiłeś, Diable. Już miałem wychodzić.
-Oj, nie przesadzaj. Co byś robił beze mnie?
-Na pewno bym nie czekał jak jakiś idiota!
Wyciągnął z paczki papierosa i odpalił. Z jego twarzy można było odczytać pustkę, nicość. Ręce mu się trzęsły, a z jego oczu zniknęły, zawsze towarzyszące, wesołe iskierki. Przed nimi pojawiły się dwie szklanki alkoholu. Wziął pierwszą do ręki i opróżnił jednym haustem.
-Dobra, nigdy cię nie widziałem w takim stanie. Ja wiem, że nie chcesz być śmierciożercą, ale doskonale oboje wiedzieliśmy, że prędzej czy później to się stanie. Stary, jesteś silniejszy ode mnie, a nawet ja aż tak bardzo tego nie przeżywałem…
-Ale to już nie o to chodzi…
-A o co?
-Dostałem pierwsze zadanie…
-A to luzik przecież! Pierwsze zadania podobno zawsze są najłatwiejsze! – Draco mimowolnie parsknął śmiechem nawet nie spoglądając na swojego przyjaciela.
-Zdziwiłbyś się…
-No co?! Ja dalej wykonuję swoje pierwsze! Śledzę Pottera i powiem ci, że sporo ciekawych rzeczy mam ci do opowiedzenia!
-Powiem ci w tym temacie tylko tyle… Między śledzeniem, a zabiciem jest dosyć spora różnica.
-Kogo?
-Dumbledore.
Czarnoskóry zamarł. Nie wiedział jak się zachować, a tym bardziej co mu powiedzieć. Bał się, że zrobi coś nie tak. Wziął paczkę Marlboro, leżącą przed blondynem i wyciągnął z niej jednego papierosa i również opróżnił swoją szklankę z whiskey. Siedział na krześle i przyglądał się przyjacielowi. Malfoy jedynie obrócił się do niego, szyderczo uśmiechnął i zapytał:
-To co masz mi do powiedzenia na temat Pottera?
-Oooo, tutaj cię bardzo pozytywnie zaskoczę! – uśmiechnął się przebiegle. – Tom! Dla nas to samo.


~*~

Dziewczyny znajdowały się już w księgarni, był to ostatni, a zarazem najbardziej tłoczny sklep, do którego musiały wstąpić. Otaczały je wielkie regały zapełnione grubymi tomiskami, a także ludzie, których twarze były tak bardzo znajome. Co chwilę podchodziły do nich koleżanki i koledzy, których nie widziały przez całe wakacje. W końcu, gdy miały chwilę spokoju mogły znaleźć potrzebne im podręczniki.
-Gin, widziałaś gdzieś Eliksiry dla zaawansowanych?
-Tak, mijałyśmy je. Już ci pokażę.
Stanęły pod wielkim regałem, na którym umieszczone zostały książki związane z ulubionym przedmiotem Gryfonów. Gdy Hermiona pomyślała o tym, że już niedługo będzie musiała po raz kolejny zmierzyć się z Severusem, który bardzo chętnie odejmie jej kilka punktów bez żadnego pretekstu, miała od razu ochotę otworzyć podręcznik i przestudiować wszystkie przepisy. Spojrzała na półki i odszukała wzrokiem interesujący ją tom, który był ostatni na poziomie zaawansowanym. Wyciągnęła ku niemu swą rękę, ale był na tyle wysoko, że nie miała szans na ściągnięcie go. Chwilę jeszcze się męczyła, próbując podskakiwać przy regale, gdy na jej talii pojawiły się duże, silne, męskie dłonie, a głos, który usłyszała, zabrał jej dech w piersi.
-Pomóc ci może, malutka? – od razu odepchnęła mężczyznę. Nie musiała na niego spoglądać, żeby wiedzieć, kto wypowiedział te słowa. – Na brodę Merlina! Granger, co ty tu robisz?
-Pewnie cię zaskoczę, Malfoy, ale kupuję książki. Zapewne jest to dla ciebie dosyć trudne do wywnioskowania, biorąc pod uwagę, że jesteśmy w księgarni.
-Ooo, widzę, że dalej masz pyskaty charakterek. Szkoda jednak, że jesteś za mała, żeby dosięgnąć do tej półki. – mówiąc to, wziął grubą książkę i trzymał ją wysoko nad głową dziewczyny. Po chwili delikatnie się zachwiał, co zaskoczyło brunetkę.
-Przynajmniej nie mam problemów z równowagą, jak niektórzy tu obecni, tleniona fretko. A teraz byłoby miło, gdybyś ruszył swój arystokratyczny tyłek i oddał mi podręcznik.
-A co będę z tego miał? – uśmiechnął się szelmowsko i zbliżył do dziewczyny. Hermiona mogła wtedy wyczuć mieszaninę alkoholu i papierosów. Już wiedziała z czym ma do czynienia. Pijany Malfoy to raczej nie jest łatwa do ogarnięcia osoba.
-Nie powiem całemu Slytherinowi, że pijany Draco Malfoy dotknął tak brudnej szlamy, jaką jestem ja.
Nagle przez tłum zaczął przeciskać się czarnoskóry mężczyzna.
-Na brodę Merlina! Smoku! Tu jesteś! Wszędzie cię szukam! Ooo, cześć Wiewió… Yyyy… Ginny, Hermiono…
-Diable, ja nie potrzebuję opiekunki, jestem prawie wolnym człowiekiem i mogę robić, co mi się tylko podoba. Widzisz jak ładnie rozmawiam z Granger? Nikt mi nie zabroni, chyba że Czarn…
-Smoku, zamknij się już. Dajże mi tą książkę i chodź – wziął swojego przyjaciela pod ramię i spojrzał na dziewczyny. – Przepraszam za niego, mam nadzieję, że nie zrobił nic głupiego. Po prostu ma ostatnio ciężkie dni i musiał odreagować. No to cóż… Do zobaczenia jutro – uśmiechnął się pokrzepiająco i razem z blondynem wyszedł ze sklepu. W oddali było słychać jeszcze wołania Diable, idioto, puść mnie, potrafię chodzić. Dziewczyny spojrzały po sobie i jeszcze przez chwilę panowała między nimi cisza.
-Czy mogłabyś mi powiedzieć, co się właśnie stało?
-Nie mam pojęcia Ginny, ale wiem jedno… Dalej nie mam tej cholernej książki, bo ten kretyn wziął ostatni egzemplarz!
-Coś wymyślimy – próbowała uspokoić swoją przyjaciółkę z rozanielonym uśmiechem na twarzy, patrząc dalej w miejsce, w którym zniknęło dwóch Ślizgonów.
-Czy ty właśnie chcesz mi powiedzieć, że Blaise Zabini jest tym chłopakiem z którym piszesz?
-Nieee, skąd takie podejrzenia? – spuściła wzrok i przybrała na twarzy kolor purpury.
-Hmmm, dlatego że patrzyłaś na niego jak w obrazek i widziałam wasze wymowne spojrzenia, a może dlatego, że nikt dla ciebie obojętny nie mówi do ciebie Wiewióra?!
-Miona, weeeeź…
-No co?! Przystojny jest i chyba najbardziej ogarnięty ze wszystkich Ślizgonów!
-Przestaaań…
-Jedyny minus jaki widzę na chwilę obecną to towarzystwo Malfoy’a.
-Właśnie! Co do Malfoy’a to widziałaś co on zrobił?! Może mu się podobasz!
-Gin, po pierwsze, to Malfoy; po drugie, nie wiedział, że ja to ja; po trzecie, był kompletnie zalany i po czwarte, to Malfoy!
-Dobrze wiesz, że po alkoholu robi się rzeczy, na które nie ma się odwagi na trzeźwo.
-Odezwała się znawczyni… - spojrzała na młodszą przyjaciółkę ponuro.


~*~

Zaraz po tym jak wyszli z Esów i Floresów skręcili w najbliższą boczną uliczkę, gdzie tłum był zdecydowanie mniejszy. Zatrzymali się i z cichym pyknięciem teleportowali do Malfoy Manor.
-Smoku! Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz?
-Ale o co ci chodzi? – odpowiadając pytaniem lekko się zachwiał i upadł na miękkie łóżko w swoim pokoju.
-Jak to o co? Co to miało być z Hermioną? Czemu w ogóle sobie poszedłeś? Na chwilę spuściłem z ciebie wzrok, bo chciałem zapłacić. Odwracam się a ciebie nie ma! Ledwo stoisz na nogach, stary… Mogłeś zrobić coś głupiego, z resztą prawie zrobiłeś! Prawie wygadałeś się o Czarnym Panie!
-Chciałem po prostu się jeszcze zabawić w ostatni dzień, zrozum to Diable.
-I dlatego padło na Granger z którą się nienawidzicie?
-My się wcale nie nienawidzimy, przyjacielu. A poza tym bardzo się zmieniła, nie? Jakby to powiedzieć... Wyładniała…
-Widzę, że Ognista mocno ci siadła na głowę… Kładź się już spać, bo rano nie wstaniesz.
Czarnoskóry chłopak spojrzał ze współczuciem w oczach na swojego przyjaciela, ściągnął mu z nóg buty i przykrył lekką narzutą. Wiedział, że blondyn bardzo przeżywa swoje zadanie, które już zmieniło jego podejście do świata. Po chwili przyglądania się chłopakowi wyciągnął różdżkę i za pomocą czarów spakował kufer Dracona. Gdy już zamierzał teleportować się do swojego domu, jego uwagę przyciągnęła książka leżąca na etażerce. Był to sennik. Zaskoczony chłopak otworzył książkę i zaczął ją przeglądać. W pewnym momencie natrafił na zapisaną kartkę znajdującą się między stronnicami. Zaczął ją czytać. Gdy skończył, schował zwitek papieru do  tylnej kieszeni swoich spodni. Był świadomy, że nie powinien tego zabierać, bo to w końcu prywatność jego przyjaciela, ale stwierdził, że tak będzie lepiej dla nich obu.


~*~

Gdy wróciły do Nory, cały dom przeszywał piękny, słodki zapach cynamonu. Jak się okazało, pani Weasley upiekła dla wszystkich ciastka na podróż. Hermiona zawsze lubiła spędzać drugi miesiąc wakacji u swoich przyjaciół, czuła się z nimi jak wśród rodziny, nie musiała nikogo udawać, po prostu była sobą, a wszyscy to akceptowali. Norę otaczała zawsze aura miłości, dobra, szlachetności, a jej domownicy byli najbardziej zróżnicowaną rodziną, jaką miała okazję poznać, ale kochała każdego z osobna i oddałaby życie za wszystkich, gdyby tylko pojawiła się taka potrzeba. Przez cały sierpień zdążyła się bardzo zżyć z domownikami, a rozstania z nimi były jednymi z najtrudniejszych. Ale wszystko, co dobre szybko się kończy.
Siedziała na parapecie okna w sypialni i wiedziała, że jutro może się wiele zmienić. Czuła w sobie coś, czego wcześniej nie zauważała, nie potrafiła jeszcze określić co to jest, ale już postanowiła, że po przyjeździe do Hogwartu zacznie szukać informacji. Wiedziała, że to będzie trudne zadanie, no bo łatwe jest znalezienie wiadomości, gdy się nie wie czego się szuka? Ale miała świadomość, że da sobie radę, bo w końcu jest Hermioną Granger, a ona nigdy się nie poddaje, dopóki nie zdobędzie tego, co chce.
Spojrzała na zegarek, czas na nim wskazywał już prawie 1 w nocy. Jej wzrok następnie spoczął na łóżku w którym spała ruda dziewczyna. Oddychała miarowo, a na jej twarzy gościł delikatny uśmiech. Cieszyła się, że przynajmniej Ginny może spokojnie spać i nie musi znosić ciągłych koszmarów. Ile ona by dała, aby wreszcie bez żadnego lęku zmrużyć oczy i odpłynąć w objęciach Morfeusza. Ostatni raz spojrzała na gwiazdy na niebie i postanowiła się również położyć. Dosyć szybko zapadła w głęboki sen, z którego kilka razy wyrwały ją krzyki i jęki przepełnione bólem.




Przyznaję, rozdział nie należy do najlepszych i chyba wypada najsłabiej z wszystkich, które do tej pory napisałam, więc może w ramach rekompensaty kolejny dodam wcześniej niż za tydzień? Wszystko zależy od Was i Waszych komentarzy! :D

Buziaczki :*
Werv Avis